Ostatni polski złoty medalista olimpijski w pięściarstwie, oceniając wydarzenia z Rygi zastrzega, że nie lubi boksu zawodowego. Ceni i podziwia klasę mistrzów i ich umiejętności, ale nie interesuje go aż tak bardzo ten rodzaj pięściarstwa. - Mnie interesuje przede wszystkim boks amatorski i to polski. Dzieje się w nim źle, ale mam nadzieję, że będzie lepiej - powiedział 66-letni były bokser. Rybicki oglądał jednak walkę Krzysztofa Głowackiego z Mairisem Breidisem w półfinale turnieju World Boxing Super Series wagi junior ciężkiej. Jego zdaniem ,o porażce bardziej niż kontrowersyjne okoliczności zdecydowały względy sportowe. - Czegoś tam zabrakło. Ktoś, czegoś nie dopilnował w przygotowaniach. Może doszło do przetrenowania? Trzeba być bardzo blisko zawodnika, żeby takie rzeczy właściwie ocenić. Trzeba widzieć jak pięściarz trenuje, jak pracuje na worku, jak zachowuje się podczas zajęć z tarczą, czego potrzebuje, jaka jest jego forma na co dzień - mówił Rybicki. - Inna bardzo ważna sprawa to sparingpartnerzy. To musi być perfekcyjnie zorganizowane. Ja przed igrzyskami w Montrealu miałem do dyspozycji sparingpartnerów, którzy zmieniali się co minutę. Cały czas wchodził na mnie wypoczęty i szybki zawodnik - opowiadał złoty medalista z 1976 roku. Rybicki podkreśla, że prowokacja jest częstym elementem pojedynku w boksie zawodowym. W historii tej dyscypliny doszło do mnóstwa tego typu zdarzeń. - A gryzący Gołota? A Gołota bijący poniżej pasa? Walka jest stresem, różne są reakcje. Robi się potem z tego szum, show. Różne formy kontaktu z przeciwnikiem prowadzą w boksie do zwycięstwa. Boks jest dla ludzi myślących. Oni muszą opanować nerwy i we właściwy sposób zmierzać do wygranej. Ale najważniejsze, żeby sędzia czuwał nad porządkiem. W walce Głowackiego tego zabrakło, ale moim zdaniem na porażce zaważyły przede wszystkim względy sportowe - powiedział Rybicki. Olgierd Kwiatkowski