Na nagraniu, które trafiło do sieci, widać, że ludzie na stacji metra są zaskoczeni wizytą mera Kijowa Witalija Kliczki i jego młodszego brata Władimira. Chętnie jednak rozmawiają z byłymi bokserskimi czempionami, robią sobie zdjęcia. Niektórzy płaczą. Czwartek to ósmy dzień zbrojnej agresji Rosji na Ukrainę. Wielu mieszkańców Kijowa nie opuszcza schronów i nie wraca już do domu, mimo że stolica nie należy w tej chwili do najbardziej niebezpiecznych miejsc na mapie kraju. Inne miasta, jak Charków na północnym wschodzie, ostrzeliwane są nieustannie. Wojna na Ukrainie. Kliczko: Miasto potrzebuje ciszy - Sytuacja jest napięta, ludzie pozostają cały czas w wielkim lęku. Pociski uderzają w bloki mieszkalne i ważne miejsca infrastruktury. Miasto potrzebuje ciszy i spokojnego nieba. Niektórzy mieszkańcy Kijowa od tygodnia siedzą w piwnicach i schronach. Co chwilę słychać alarm przeciwlotniczy - powiedział Witalij Kliczko, cytowany przez agencję Reutera. Władimir Kliczko regularnie zamieszcza krótkie filmy w mediach społecznościowych. Zagrzewa w nich do walki swoich rodaków i apeluje o pomoc do przywódców i społeczności międzynarodowych. Codziennie bierze udział w transporcie żywności i leków na terenie miasta. - To kompletne szaleństwo. To, co się dzieje, to terror. To coś, czego umysł nie pojmuje - wyznał. Po wizycie w metrze jego brat Witalij opublikował na Telegramie kolejną wiadomość, która w serca Ukraińców ma wlać nadzieję i otuchę: "Stolica żyje w stanie wojennym. Sytuacja jest trudna, ale pod kontrolą. Wygramy! Wszyscy razem! Chwała Ukrainie!". ZOBACZ TAKŻE: