Wkrótce trzeci odcinek bokserskich pojedynków Damiana Jonaka z Andrew Robinsonem. Dwa poprzednie (w 2019 i 2021 roku) były wyjątkowo emocjonujące, a werdykty wywołały wiele kontrowersji. W obu walkach było mnóstwo efektownych ciosów, nie brakowało też nagłych zwrotów akcji. Pierwszą walkę pięściarz ze Śląska przegrał, drugą - zremisował. Jak będzie teraz? Gala w Bytomiu odbędzie się 22 kwietnia w Hali na Skarpie. Starcie Jonaka z Robinsonem będzie walką wieczoru, wcześniej wystąpi m.in. była mistrzyni świata Ewa Brodnicka oraz Tomasz Gromadzki. Paweł Czado: Przed nami trzecia walka pięściarzy z odmiennych światów. Wracasz na ring, nieusatysfakcjonowany dwoma poprzednimi odcinkami a właściwie werdyktami? Damian Jonak: - Ten serial z Robinsonem jest jak "Dynastia" albo "Beverly Hills 902010" (uśmiech). Jeśli chodzi o pierwszą walkę była dla mnie dotkliwa psychicznie, mentalnie. Mnóstwo zdrowia poświęciłem na to żeby do niej doszło. Poświęciłem się. Nikt normalny by do takiej walki nie przystąpił, miałem wcześniej połamaną rękę, boksowałem ze śrubami, byłem przed tamtą walką chory. Nie chciałem się wtedy ludziom tłumaczyć, wyszło jak wyszło. Wyszedłem na swoje ryzyko i tyle. Uważam jednak, że spełniłem wszystkie warunki by tę walkę wygrać. Przy wyrównanych walkach najczęściej wygrywają gospodarze [pojedynek odbył się w Spodku, przyp. aut.], takie są niepisane reguły na całym świecie - w Niemczech, Anglii czy gdziekolwiek. Tam, jako gospodarz, chłopak ze Śląska, tej walki bym nie przegrał. Ludzie nie muszą znać kulisów boksu, rozumie je garstka. Przegryzłem to. Zdecydowałem się na rewanż, ale z racji długiego leczenia kontuzji, wybuchu pandemii było dwa i pół roku przerwy między pierwszą a drugą walką. Muszę podziękować promotorowi Mariuszowi Krawczyńskiemu z grupy Queensberry, z którym współpracuję a prywatnie jesteśmy w przyjacielskich relacjach. Mariusz jest w bliskich kontaktach z Frankiem Warrenem [Anglik promował m.in. Naseema Hameda, Franka Bruno, Tysona Fury'ego czy Joe Calzaghe, przyp. aut.], jest jego przyjacielem i dzięki temu udało się sprowadzić Robinsona do Polski. Promotorem gali jest Mariusz Grabowski a także Mariusz Krawczyński, z kolei Mateusz Borek wymyślił jeszcze tę pierwszą walkę w Spodku między nami i również jest promotorem tej walki. Wszyscy współpracujemy aby rozwijać polski boks w TVP. Jakim właściwie Robinson jest pięściarzem? - Tak naprawdę nie jest jakimś super-zawodnikiem. Przede wszystkim jest odpornym na ciosy, grubokościstym twardym chłopem, którego ciężko uwalić. W tej drugiej walce nie udało mi się go znokautować, bo w czwartej rundzie złamał mi nos, który uszkodziłem już wcześniej podczas sparingów. Wtedy mnie przytkało. Popełniłem też błąd, który trudno mi racjonalnie wytłumaczyć. Przed wszystkimi walkami na świecie a więc także przed tą, sędziowie zawsze powtarzają zawodnikom, że mają bić się do momentu komendy. Znam te reguły na pamięć, słyszałem je przed walką kilkadziesiąt razy. Robinson podczas tej walki trzy razy wypluwał ochraniacz na zęby, tzw. "szczękę". Zamiast go wtedy bić, z niewytłumaczalnych dla mnie powodów przerywałem walkę i czekałem aż sędzia podniesie jego ochraniacz a rywal na tym korzystał. Powinienem dostać nagrodę fair play (śmiech). Jakoś źle zrozumiałem, dziwacznie zinterpretowałem te słowa: nie wiem dlaczego uznałem, że gdy wypadnie mu ochraniacz, mam iść do narożnika... Mogłem go wtedy znokautować a tego nie zrobiłem. Remisowy werdykt mnie rozbawił. Teraz wracam żeby wygrać bo walczę przede wszystkim aby dawać emocje kibicom. Jaka to może być walka? - Wiem, że na pewno będzie emocjonująca. Nie boksuję dla sędziów lecz właśnie dla fanów. Doskonale zdaję sobie sprawę, że jestem przed sportową emeryturą i wiem, że moja kariera dobiega końca. Dlatego cieszę się teraz każdym treningiem i każdą walką, tym, że mogę coś fajnego zrobić. Przygotowania idą dobrze, robię odpowiednią robotę, staram się przygotować w jak najlepszy sposób. Byle zdrowie dopisało. Spodziewam się, że będąc u siebie na podwórku w Bytomiu dam kibicom super-emocje. Gwarantuję, że każdy kto przyjdzie do hali poczuję naprawdę dużo adrenaliny (uśmiech). Byłoby fajnie gdyby w jej trakcie śląscy kibice krzyczeli: "ciulej mu" (śmiech). rozmawiał: Paweł Czado