W starciu Demirezen - Washington lepiej w walkę wszedł ten drugi. Amerykanin bił z luzu, utrzymywał środek ringu, ale pod koniec drugiej odsłony zaczął dawać się spychać na liny. Od trzeciego starcia pojedynek stał się jednostronny i toczony według jednego scenariusza - Washington dostawał opierdziel w narożniku, żeby się nie cofać, wychodził na rundę z mocnym postanowieniem poprawy, po czym po kilkunastu sekundach opierał się już o liny i zbierał ciosy od tureckiego olimpijczyka z Rio. Pojedynek przerwany, Demirezen wygrywa Demirezen wygrywał rundę po rundzie. Po szóstej zaczęło puchnąć oko Washingtona. Po siódmej wydawał się już zupełnie wyczerpany. A na początku ósmej, po kolejnych kilku uderzeniach Turka, pojedynek został przerwany. Z kolei namaszczony przez Canelo na przyszłego mistrza świata wagi ciężkiej Frank Sanchez (20-0, 13 KO) pewnie ograł weterana Christiana Hammera (26-9, 16 KO). Od początku uwidoczniła się przewaga szybkości na korzyść Kubańczyka, który wciągał przeciwnika na kontrę. Rumun natomiast za wszelką cenę próbował skrócić dystans. W połowie trzeciej rundy Sanchez trafił prawym krzyżowym na górę, natychmiast poprawił lewym hakiem w okolice wątroby i były mistrz świata juniorów w boksie olimpijskim był w dużym kryzysie. Co prawda nie przyklęknął i obyło się bez nokdaunu, ale ta akcja zabrała mu sporo oddechu i świeżości. Sanchez lepszy od Hammera, sędziowie jednomyślni Od rundy czwartej aż do końca pojedynek trochę rozczarował. Cały czas kontrolował go faworyt, lecz boksował w jednostajnym tempie, zadowalając się wysokim prowadzeniem. Dopiero w ostatniej odsłonie wrzucił wyższy bieg, ale też nie ten najwyższy. Hammer był liczony na dwadzieścia sekund przed ostatnim gongiem po lewym prostym, ale nie sam cios, a złe ustawienie nóg tak naprawdę doprowadziło do tego nokdaunu. Sędziowie nie mogli mieć wątpliwości i orzekli zgodnie wygraną Kubańczyka w stosunku 100:89.