Niedawno poznaliśmy decyzję federacji WBO, która zajęła ostatecznie stanowisko, odnosząc się do protestu, wniesionego kilka miesięcy temu, krótko po pojedynku w Rydze. Przypomnijmy, że walkę, będącą półfinałem prestiżowego turnieju World Boxing Super Series, przed czasem wygrał Briedis. Jednak zwycięstwo poprzedziło kilka fatalnych decyzji arbitra, a także faul łotewskiego pięściarza. Rywal "Główki", w odpowiedzi na faul Polaka, gdy w ferworze walki został trafiony w tył głowy, z premedytacją sam wymierzył sprawiedliwość, wyprowadzając potężny cios łokciem w szczękę naszego zawodnika. Ta sytuacja była początkiem końca pojedynku, bo Głowacki po tym incydencie już nie był sobą, co Briedis z zimną krwią wykorzystał. Na pierwszy rzut oka sytuacja jest jasna: decyzją WBO Briedis ma dać Polakowi rewanż, a do osiągnięcia porozumienia pozostały ostatnie dni. W przeciwnym razie włodarze WBO zarządzą przetarg, celem wyłonienia organizatora walki, a minimalną kwotę, z którą będzie można usiąść do stołu, ustalono na 300 tys. dolarów. Szkopuł w tym, że obóz Briedisa orzeczenie federacji, wraz z rekomendacją (by rewanż odbył się przed finałem WBSS), może totalnie zignorować. Czy spotka go za to jakaś sankcja, związana z zawieszeniem lub karą finansową? W żadnym wypadku. W najgorszym dla siebie scenariuszu Łotysz po prostu dobrowolnie zrzeknie się mistrzowskiego pasa WBO i... to wszystko. Ta wielce prawdopodobna decyzja nie zablokuje mu bardziej intratnej opcji, czyli wystąpienia w finale WBSS i zmierzenia się o olbrzymie pieniądze z Yunierem Dorticosem. W takiej sytuacji Polak o wakujący pas zmierzy się z innym, najwyżej notowanym pięściarzem w rankingu federacji w wadze cruiser. W odwodzie pozostaje jeszcze opcja boju o wakujący pas WBC, do którego "Główka" niedawno też został wyznaczony. AG