Artur Gac, Interia: Za panem dopiero pierwsze dni pobytu w USA. Ile sesji sparingowych za wami? Mariusz Wach, pięściarz wagi ciężkiej: - Na razie sparowaliśmy dwa razy. Dwukrotnie po sześć rund. Dzisiaj (rozmowa odbyła się we wtorek - przyp. AG) był jeszcze jeden zawodnik do pomocy, a w sobotę było nas trzech. Jeden to miejscowy pięściarz, a drugi młody, wysoki chłopak z Polski (Damian Knyba - przyp. AG). Z nimi Adam zrobił sobie po dwie rundy, a ja wskoczyłem na sześć. Sparingi z Kownackim to dla pana nie jest pierwszyzna. - Zdecydowanie tak. Sparowałem z nim wielokrotnie w czasach, gdy razem trenowaliśmy w Global Boxing. W sumie cały czas, gdy w tamtym okresie przebywałem w Stanach, mieliśmy ze sobą styczność i wspólnie się przygotowywaliśmy. Znamy się już dziesięć lat. Mając porównanie Adama z tamtego okresu z obecną wersją zawodnika, stojącego w przedsionku do pojedynku o mistrzostwo świata, w jakim stopniu się zmienił? - Jest znacznie pewniejszy siebie. Sam wie, że wygrana z Heleniusem już na centymetry przybliży go do życiowego pojedynku. Adam bardzo w to wierzy i widać, że z tą myślą i odpowiednim nastawieniem przychodzi na każdy trening. Widać, że jest bardzo zmotywowany. A jeśli chodzi o rzemiosło bokserskie? - Imponuje dużą intensywnością ciosów. Do tego reaguje na podpowiedzi trenera, słuchając jego komend. Widać, że wie, po co wchodzi do ringu. Rozumiem, że wielkiej tajemnicy odnośnie tego, jak chce poprowadzić walkę z Heleniusem, nie ma? Domyślam się, że w sparingach z panem jest stroną mocno aktywną. - Tak, tak. Cały czas prze do przodu. I musi to robić. Na pewno nie może się cofać, bo wówczas wysocy zawodnicy, tacy jak Helenius, dość łatwo by go punktowali. On musi jak najlepiej skracać odległość, wskakiwać w półdystans i zadawać dużo ciosów. I jak wyglądały te dwie sesje? Zarzucał pana lawiną ciosów i sparingi wyglądały, niczym do jednej bramki, czy daje pan odpór rodakowi? - Jestem starszy, więc na takie numery nie mogę sobie pozwolić (śmiech). Wiadomo, że Adam jest dopiero na początku sesji sparingowych, więc premiuje go jeszcze świeżość i dynamika. Później wkradnie się zmęczenie, do tego dojdą inne treningi, więc to mu się da we znaki. Na pewno wszystko musi być przez jego team bardzo mądrze ułożone, z zachowaniem odpowiednich proporcji w treningach siłowych i wytrzymałościowych, w połączeniu z mocnymi sparingami. Patrząc przez pryzmat tego, że Adam dopiero wchodzi w okres sparingowy oraz wszystkiego, co o nim już wiemy... - Na walkę będzie w gazie. A dostrzegł pan w pierwszych rundach sparingów, by Adam większą uwagę przywiązywał do aktywnej obrony, czy nadal jest łatwy do trafienia? - Nie chcę zbyt dużo na ten temat powiedzieć, ale to, co zauważyłem, to na pewno nieprzeciętna intensywność. Rozpoczynanie sparingów od dziesięciu rund na pewno robi wrażenie, bo zazwyczaj zaczyna się od kilku i zwiększa intensywność. Tymczasem Adam ruszył od dziesięciu i tak zapewne będzie do końca. O czym to świadczy w kontekście walki? - Myślę, choć nie rozmawiałem na ten temat z nim, ani z trenerem, że nastawia się na bardzo mocne zdominowanie Heleniusa w każdej rundzie i zepchnięcie go do głębokiej defensywy. Czyli jeśli nawet Kownackiemu nie uda się szybko pokonać Heleniusa, to wypracowując taką dyspozycję nie da Finowi złapać oddechu? - Tak, wymęczy go. Tak wytrenowany będzie cały czas na nim "wisiał". W jakich rękawicach toczycie sparingi? - Ja mam swoje, tradycyjne. Zawsze sparuję w rękawicach 20-uncjowych. Czyli "poduszeczki". - Zgadza się, są duże, ale o to chodzi. Rękawice na treningu mają być bezpieczne dla mnie oraz dla sparingpartnera. Adam zakłada w takim samym rozmiarze? - A nie wiem. Nie mam pewności, czy zakłada "16", czy jakieś większe. Nawet nie zwróciłem na to uwagi. To jeszcze jedno: jeśli chodzi o "testera" siły ciosu całej czołówki na świecie, pan bez wątpienia może być wyrocznią. Na tej podstawie może pan potwierdzić opinię, że Adam nie ma pojedynczej "bomby", a jego siłą jest kumulacja uderzeń? - Myślę, że tak. Nawet podczas treningów nie koncentruje się na pojedynczym, mocnym uderzeniu, bo wie, że taki cios może mu nigdy nie wejść w przeciwnika. Tak jak wszyscy wiemy, Adam bazuje na ilości ciosów, czym naprawdę potrafi obrzydzić boks rywalowi. Ale gdy już doprowadzi przeciwnika do zmęczenia, to w późniejszych rundach może mu wyjść kończący cios. A jak postrzega pan Adama, na przestrzeni tych lat, już jako człowieka? Dekadę temu był chłopakiem z ambicjami sportowymi, ale jeszcze pracował fizycznie i boks dopiero zaczynał traktować poważnie. Dzisiaj jest w innym miejscu, sytuacja finansowa zmieniła mu się diametralnie i jest w przededniu walki o tytuł MŚ. Czy w związku z tym przeszedł jakąś metamorfozę? - Powiem to szczerze: jest takim samym, równych chłopakiem, jakim był dziesięć lat temu. Kariera, sława, a nawet pieniądze, w ogóle go nie zmieniły. O cokolwiek by się go nie zapytać, podchodzi po ludzku. Widzę też, jaki ma stosunek do osób, które przychodzą po autografy. Przed treningiem znajduje czas dla fanów, składa podpisy i normalnie rozmawia. Bez żadnego gwiazdorzenia i noszenia głowy wysoko. Tak samo, jak kilka lat temu, tak teraz można z nim normalnie pogadać. Jak długo zostanie pan na sparingach? - Wszystko jest jeszcze ruchome. To znaczy na pewno 16 lutego muszę wrócić do Polski, bo dzień później mam bardzo ważną sprawę. Dopiero wtedy się okaże, czy ponownie przylecę dokończyć sparingi, czy już zostanę w kraju. Decyzja będzie też w gestii sztabu Adama? - Oni na pewno by chcieli, abym został. Tyle tylko, że mam swoje sprawy i zobowiązanie, które muszę załatwić w Polsce. Tu raczej nie ma opcji, żebym w tym terminie miał nie wrócić. Mieszka pan w hotelu? - Zatrzymałem się u znajomych, u których czuję się bardzo dobrze. Wprawdzie kawałek jest na salę treningową w Bellmore, ponad godzinę jazdy samochodem, ale to nie problem. Rozmawiał Artur Gac