Od początku do końca broniący tytułu Ziani wściekle atakował, a Dilmaghani podjął rękawicę i boksował z wielką pasją. Pierwsze dwie rundy raczej na korzyść agresywnego czempiona, jednak pretendent wkrótce złapał swój rytm i zaczął krążyć wokół rywala, sprytnie manewrując i regularnie trafiając. Obaj walczyli na granicy przepisów i cierpieli z powodu rozcięć, nie spowodowanych raczej ciosami. Tempo było szalone i wkrótce stało się jasne, że w tej wojnie wygra ten, kto zdoła więcej wytrzymać. Dilmaghani prowadził na punkty przed ostatnią, dwunastą rundą, ale został w niej przyparty do lin i złamany. Czterokrotnie padał na deski (choć odnotowano tylko dwa nokdauny) i czterokrotnie wstawał, ale za czwartym razem sędzia zdecydował się przerwać pojedynek na dziewięć sekund przed końcem. Gdyby kibice mogli oglądać tę wojnę z bliska (walka rozgrywała się w warunkach pandemicznych, bez widzów na trybunach), oklaskiwaliby wojowników na stojąco, głośno wyrażając swój podziw.