PAP: We wtorek przeprowadził pan pierwszy trening z Szeremetą po przylocie do USA. Jak długo nie trenowaliście razem? Fiodor Łapin: - No cóż, najważniejsze, że w końcu jesteśmy razem. Nie ma co wracać do przeszłości, bo już tego nie zmienimy. W naszym życiu działy się różne rzeczy i nie chciałbym o nich mówić przed tak ważną walką. W tym tygodniu zrobiliśmy ostatnie szlify przed tym ważnym pojedynkiem. Czy w tych ostatnich dniach można jeszcze coś zmienić? - Na pewno o wiele więcej można zepsuć niż poprawić. Kamil jest doświadczonym zawodnikiem i nie próbujemy niczego zmieniać. Trzeba skupić się już tylko na detalach, jego dokładności, precyzji i aby miał trzeźwą głowę. Jak wyglądała wasza współpraca na odległość? - Codziennie byłem w kontakcie z obecnym w USA trenerem Jerzym Baranieckim i Kamilem. Obaj mieli dokładną rozpiskę treningów. Wszystko kontrolowałem. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl! Kliknij! Z powodu zakażenia się koronawirusem nie mógł być pan z Kamilem w USA od początku jego pobytu. Jak przeszedł pan tę chorobę? - Nie chcę o tym mówić. Po wyleczeniu w Warszawie poddałem się testowi i po otrzymaniu negatywnego wyniku, od razu udałem się na lotnisko. Leciałem przez Frankfurt i tam nie było żadnych problemów. Trochę zamieszania było natomiast na lotnisku w Fort Lauderdale, ponieważ urzędnik zabrał wszystkim paszporty i kazał czekać. Wszystkich po kolei wywoływał i dokładnie sprawdzał. Mnie wywołał dopiero na końcu i po prostu oddał mi paszport niczego nie sprawdzając. Mimo negatywnego wyniku testu w Polsce, musiał przejść pan całą procedurę po przylocie? - Do hotelu wchodziłem bocznym wejściem i tam czekali na mnie ochroniarze. W tym samym hotelu byłem z Arturem Szpilką 12 lat temu, przed jego pierwszą zawodową walką. Wszystko jest teraz inne. Otrzymałem czerwoną opaskę i przez pierwszą dobę nie mogłem wyjść z pokoju, a jedzenie dostarczano mi pod drzwi. Nigdy wcześniej takich rzeczy nie przeżyłem. KSW 57. Oglądaj transmisję w serwisie Ipla.tv!