Artur Gac, Interia: Oglądał pan walkę Izu Ugonoha z Łukaszem Różańskim? Maciej Sulęcki, pięściarz wagi średniej: - Oczywiście, że widziałem. Nie wiem, co się stało... Był pan w szoku widząc tak bezradnego Izu, czy tylko umiarkowanie zaskoczony? - Byłem w ciężkim szoku. Pytałem sam siebie, jak to się stało? Na pewno widać było, że Izu siadła psychika i mentalnie tego wszystkiego nie udźwignął. Ten styl walki... Po prostu widać było, że Izu się poddał. Wszedł do ringu praktycznie pogodzony z porażką, jakby nie chciał wygrać tego pojedynku. Według mnie główną rolę odegrała jego głowa. Od początku widać było, że Izu jest obecny w ringu tylko ciałem, a brakowało duszy. - Właśnie o to chodzi. Osoby z otoczenia Izu twierdzą, że od strony fizycznej był bardzo dobrze przygotowany, tylko jakby w jego głowie pojawiła się blokada, a wraz z nią obawa przed podjęciem walki. - Z mojej strony również to tak wyglądało, ale najlepiej, gdyby udało się zaczerpnąć informacji od samego Izu lub od psychologa, który z nim pracuje. Ja nie chciałbym tego oceniać, ale powtórzę, że moim zdaniem najwyraźniej coś nie zagrało z głową. Pod względem umiejętności wiedzieliśmy, że Izu jest lepszy, ale w boksie wyszkoleniem nie zawsze się wygrywa. "Różal" wszedł na pewniaka i bardzo szybko rozstrzygnął pojedynek. A może to też pokłosie problemów zdrowotnych Izu, które blokują go mentalnie? Choć lepiej, żeby sam zdecydował się o tym opowiedzieć. - Dokładnie, niech Izu się do tego odniesie. A jeśli chodzi o kończące uderzenie Różańskiego, które było faulem? Jedni bagatelizują to zdarzenie, że i tak było już "po herbacie", ale faktem jest że doszło do przewinienia. Wobec tego są głosy, że rzeszowianin powinien zostać ukarany minimum dwoma punktami ujemnymi, a Izu dostać pięć minut czasu na dojście do siebie. Inni wskazują na dyskwalifikację, a skoro do niej nie doszło w ringu, to walka powinna zostać uznana za nieodbytą. A pan jak to ocenia? - Odpowiem tak: Izu nie protestował, a do tej sytuacji doszło w ferworze walki. Tu trochę mi się przypomina walka Krzyśka Głowackiego z Mairisem Briedisem i nie mam na myśli łokcia Łotysza, z którego ten w dalszym ciągu robi sobie "jaja", tylko wcześniejszy moment, gdy "Główka" uderzył rywala w tył głowy. To też było w ferworze walki i wówczas Krzysiek również powinien dostać ostrzeżenie. Dlatego w Rzeszowie, biorąc pod uwagę typowo sportowe kwestie, oczywistym jest, że Izu został lekko puknięty, gdy już był na kolanku, dlatego Łukaszowi też należała się taka kara. Jednak uważam, że to i tak by nic nie zmieniło w przebiegu walki, bo gdy Izu wstał, nie było w nim żadnej sportowej złości. Spuścił wzrok oraz głowę i widać było, że już nie chce dłużej boksować. Zachowywał się tak, jakby oczekiwał, by walka jak najszybciej się skończyła. Biorąc to pod uwagę, tę mowę ciała Ugonoha, uważa pan, że najsurowsza kara dla Różańskiego byłaby niewspółmierna do okoliczności? - Powiedzmy jasno: Łukasz sfaulował, tu nie ma gadania, bo Izu już klęczał na ringu. Za to powinien otrzymać ostrzeżenie, a walka zostać wstrzymana na kilka minut. Boks jest jednak takim sportem, że właśnie różne okoliczności wpływają na to, jakie podejmuje się decyzje w ringu. Sądzę, że gdyby Izu mocno protestował, to prawdopodobnie reakcja sędziego byłaby inna. Natomiast on nie wyglądał na kogoś, kto chce dalej boksować, więc wznowienie pojedynku byłoby tylko przeciąganiem go w czasie. I na koniec temat Artura Szpilki, który 20 lipca wejdzie do ringu w Londynie. Wiemy, że "Szpila" zawsze był żądny większych wyzwań i lubił wysoko zawieszać sobie poprzeczkę. Jednak czy nie ma pan poczucia, że podejmuje zbyt duże ryzyko, decydując się w tak trudnym momencie swojej kariery na walkę z kimś takim, jak Dereck Chisorą, w dodatku na terenie rywala? - Rozmawiałem z Arturem na ten temat i szczerze przekazałem mu swoją opinię. Szanuję go za to, bo jego motywacją są wyzwania sportowe, choć wiadomo, że przy tym chce zarabiać godne pieniądze i ja to doskonale rozumiem. Entuzjazm Artura, gdy poprzeczka idzie w górę, jest niesamowity, lecz powiedziałem mu szczerze, że najpierw powinien wziąć sobie walkę troszkę słabszą. Po to, aby zobaczyć, jak będzie mu się układała współpraca z nowym trenerem Romanem Anuczinem, bo tego na razie nie wiadomo. To, że świetnie dogadują się i "klepią" sobie na sali, to jeszcze nic nie znaczy. Sparingi też nie są odpowiedzią na wszystkie pytania. Dopiero ring weryfikuje, jak to wszystko wygląda. Właśnie dlatego doradzałem mu, żeby wziął sobie walkę z łatwiejszym przeciwnikiem, ale Artur idzie swoją drogą. Dosyć ryzykowną. - Za to należy mu się szacunek, bo czeka go ciężka walka, choć absolutnie nie można powiedzieć, że Artur idzie na pożarcie. Broń Boże. Ja uważam, że jest to pojedynek bliski 50 na 50. Z tego względu, że Chisora jest zawodnikiem nierównym. Z drugiej strony na pewno jest typem pięściarza, jacy "Szpili" nie pasują, czyli idzie do przodu z pochylonym łbem i jest gotowy na wojnę. Artur często ma problemy z takimi rywalami, ale nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak dysponowany będzie Chisora. Jednym razem jest w stanie zaboksować dobrze, zaś innym wyjątkowo słabo. Jeśli Artur podejdzie do tego pojedynku dobrze taktycznie, czyli będzie unikał walki i dobrze chodził na nogach, pracując w ten sposób od pierwszej do ostatniej sekundy, to uważam że ma duże szanse "wypykać" Chisorę. W każdym razie też jest pan zdania, że Szpilka pod żadnym pozorem nie może wchodzić z "Del Boyem" w jakąkolwiek wymianę? Tylko mądre boksowanie, szybka praca nóg i wciąganie rywala na kontry. - Oczywiście, tylko w ten sposób. Jeśli "Szpila" pójdzie z nim na wymiany, to walka skończy się szybko. Absolutnie nie może tak się zachować, bo też nie musi. Artur jest dużo lepszy technicznie, szybszy, bardziej mobilny - generalnie pod względem czysto bokserskich atutów jest dużo wszechstronniejszy. Natomiast Chisora to dzik, jak poczuje krew, to wjedzie w Artura i nie odpuścić. "Szpila" nie może dać mu okazji, by się rozpędził. Rozmawiał Artur Gac