"Plasuję się wyżej w rankingu światowym i to ja zajmuję pierwsze miejsce na polskiej liście. Moglibyśmy się zamienić lokatami, gdyby Marek wygrał ze mną za tydzień, ale nie pozwolę na to" - stwierdził Stępień (13-0-1, 11 KO), który jesienią 2018 roku zdobył pas Międzynarodowego Mistrza Polski w półciężkiej, a kilka miesięcy później zremisował z Matyją (17-1-2, 8 KO) w walce o tytuł zawodowego mistrza kraju. "A ja jestem przekonany, że po gali Knockout Boxing Night 11 w Augustowie to ja będę najlepszym polskim pięściarzem kategorii półciężkiej. Znam swoją wartość sportową i jestem pewny zwycięstwa" - dodał z kolei Matyja. Obaj mają po 30 lat, występują w barwach tej samej grupy KnockOut Promotions Andrzeja Wasilewskiego, ale na co dzień trenują gdzie indziej - Stępień w Szczecinie, Matyja - we Wrocławiu i Warszawie. Do rewanżu miało dojść jeszcze w 2019 roku, ale na przeszkodzie stanęła kontuzja pierwszego z zawodników. "Tam gdzie zaczyna się rywalizacja, kończy się koleżeństwo. Do pierwszej walki podszedłem właśnie zbyt koleżeńsko, brakowało mi sportowej złości, poza tym nie byłem w pełni zadowolony z przygotowań. Pojechałem wtedy do Anglii, gdzie miałem mieć licznych sparingpartnerów, a na miejscu okazało się, że jest tylko dwóch-trzech, do tego różniących się stylowo od Matyi. W czasie pandemii nie jest łatwo o rywali na treningach, ale jestem zadowolony ze wspólnej pracy z Tarasem Oleksiejenko, który przyjechał z Niemiec" - przyznał Stępień. Natomiast Matyja sparował m.in. z byłym zawodowym mistrzem Europy Mateuszem Masternakiem, który próbuje sił w boksie olimpijskim, a także - na zgrupowaniu w Zakopanem - z innymi zawodnikami KnockOut Promotions, m.in. Adamem Balskim. "Przede wszystkim jako sportowiec szanuję każdego przeciwnika, czy z KnockOutu czy innej grupy, bo wiem na jak ciężką i wymagającą dyscyplinę się zdecydowaliśmy. A co do pierwszej walki, byłem lepszy w sześciu z 10 rund, więc powinienem wygrać. To zaś co wtedy nie funkcjonowało poprawiłem na treningach przed rewanżem. Przygotowanie fizyczne i konsekwencja w dążeniu do triumfu będą moimi aututami" - przekonywał Matyja. W grudniu 2014 roku, po zaledwie kilkudziesięciu sekundach walkę z Niemcem Juergenem Braehmerem przegrał Paweł Głażewski. Stawką było mistrzostwo świata WBO wagi półciężkiej. Z kolei 15 lat temu po pas WBC w tej kategorii sięgnął Tomasz Adamek. "Znam swoje mocne strony, m.in. szybkość i pracę nóg, chociaż nie lubię o sobie opowiadać. Do tej pory najtrudniejszy bój stoczyłem z Dimitrijem Suchockim, byłym pretendentem do tytułu mistrza świata WBC. W czwartej rundzie byłem liczony, ale wiedziałem, że muszę wstać i wziąć się w garść. To w tamtej walce pierwszy raz musiałem przełamać się, nigdy wcześniej nie byłem w takiej sytuacji, że coś mi nie idzie i muszę natychmiast to zmienić. Byłem szczęśliwy, że pokonałem przed czasem Suchockiego. A czy byłbym gotowy na bój o mistrzostwo świata? Adamek i Głażewski mieli ok. 25-30 stoczonych zawodowych walk, ja mam dużo mniej. Ciągle zdobywam umiejętności i doświadczenie, a czas pokaże kiedy będzie odpowiedni moment" - zauważył bokser ze Szczecina. Tymczasem wrocławianin Matyja przekonuje, że gdyby pojawiła się szansa boksowania o tytuł światowy, przyjmie wyzwanie. "Takich ofert się nie odrzuca. Ale na razie skupiam się na 25 sierpnia. Oczywiście, że chciałbym zwyciężyć przed czasem, aby nie zostawiać decyzji sędziom. Gdyby pojawił się nawet cień szans na nokaut, to skorzystam" - podkreślił. giel/ cegl/