Początek zgodnie z planem. Brytyjczyk był niczym znikający punkt, boksując na wstecznym. Meksykanin oszczędny w ruchach, podchodził nogami i celował lewym hakiem pod prawy łokieć. Po przerwie BJS uruchomił prawy jab, jednak Canelo świetnie wchodził w tempo prawym podbródkiem bądź prawym na dół. Nie trafiał czysto, ale te ciosy mijały celu dosłownie o centymetry. W trzeciej rundzie Anglik wciąż unikał walki plecami do lin, lecz Alvarez był na tyle szybki, że złapał go dwa razy prawym sierpowym. W odpowiedzi dostał kilka prostych, choć te ciosy nie miały większej wymowy. Na początku czwartej rundy Canelo nie był w stanie dobrać się do ruchliwego i śliskiego przeciwnika, ale po kilku prawych z doskoku na korpus zrobił sobie miejsce i trafił najmocniejszym dotąd ciosem - prawym podbródkiem. Początek piątego starcia to wciąż przewaga Alvareza, ale Saunders złapał swój rytm, zaczął kąsać prawym prostym, a wszystko przypieczętował mocnym lewym sierpowym na głowę rywala. Po przerwie podrażniony Canelo ruszył do ataku, jednak to było na rękę Billy'emu, który zaczął go wciągać na kontrę lewą ręką. W drugiej połowie rundy Saul kilka razy trafił po dole i zmazał nieco gorsze wrażenie. Na półmetku wciąż wszystko w miarę równe i otwarte. Następne trzy minuty też trudne do punktowania. Zdecydowanie większe wrażenie robiły ciosy Canelo, z drugiej strony zdecydowana ich większość pruła powietrze i trzeba było również docenić mistrzowską defensywę championa WBO. W boksie jeden cios może wszystko zmienić, szczególnie jeśli bije się tak mocno jak Canelo. W połowie ósmej odsłony Saunders przestrzelił prawym sierpowym, Alvarez natomiast po odchyleniu skontrował świetnym prawym podbródkowym, po którym prawe oko Brytyjczyka szybko zaczęło puchnąć. Pouciekał bez większych strat do przerwy, ale do kolejnego starcia już nie wyszedł.