O konflikcie pomiędzy "Canelo" i jego promotorem wiedzieliśmy od dawna - od przynajmniej dwóch lat panowie traktowali siebie jak powietrze, nawet na wspólnych konferencjach prasowych nie zauważając swojej obecności. Ale od wzajemnej niechęci do podania do sądu Oscara de la Hoyi i Golden Boy Promotions, promotora, z którym Canelo Alvarez spędził praktycznie całe zawodowe życie, wydawało się daleko. "Canelo" zdawał sobie sprawę, że praktycznie utrzymuje przy życiu GBP, bo wpływy z jego walk stanowiły 93 procent wszystkich dochodów Oscara, ale miarkę przebrały pogarszające się stosunki pomiędzy pięściarzem i stacją streamingową DAZN, z którą w 2018 roku podpisał wtedy największy kontrakt w historii zawodowego sportu - 365 milionów za dziesięć walk. Według pozwu, który wpłynął do sądu w Los Angeles, "Canelo" obwinia zarówno DAZN jak GBP o to, że podejmowane są próby zmniejszenia obiecanych w kontrakcie wypłat za walki o prawie 50 procent. “Jestem najlepszy na świecie bez podziału na kategorie wagowe. Nikogo na ringu się nie bałem, poza nim także nie będę. Nie pozwolę by błędy mojego promotora i stacji pokazującej walki powstrzymywały mnie przed walkami, których chcą kibice" - powiedział Alvarez dla "The Athletic". Sprawa jest gorąca, ma zaledwie kilka godzin, ale o krótki komentarz można się pokusić już teraz: wniesienie sprawy do sądu praktycznie wyklucza tegoroczny powrót 30-letniego Meksykanina na ring. Nie oznacza to też, że "Cynamon" może się już teraz rozglądać a innym promotorem, bo Oscar na pewno tak łatwo nie pozwoli sobie wydrzeć z rąk kury znoszącej złote jajka. To, że każdy promotor świata w tej chwili podpisałby kontrakt z kimś, kto praktycznie gwarantuje wielkie zyski, to pewnik. Ale choć takie nazwiska jak Bob Arum (Top Rank), Al Haymon (PBC), czy nawet Eddie Hearn (Matchroom Boxing) pewnie zacierają ręce widząc co się dzieje, do rozstrzygnięcia jeszcze bardzo daleko. Kto na tym najbardziej straci, wiadomo - kibice. I jeszcze jedno - pozew "Canelo" w sądzie federalnym zbiegł się z informacją, że DAZN zaczyna zwalniać pracowników w USA, czyli roztaczane jeszcze nie tak dawno sny o pięściarskie potędze i podbijaniu świata, trzeba będzie na chwilę odłożyć. Przemek Garczarczyk z Chicago, Polsat Sport