Trzydzieści osiem dolarów na godzinę brutto, czasami zamiatając plac budowy, czasami rozbijając betonowe ściany - tyle zarabiał Joe Smith Jr, kiedy walczył w 2016 roku z Andrzejem Fonfarą i w kilku późniejszych walkach ze światową czołówką wagi półciężkiej. Bo pewne 38 dolarów na godzinę jest lepsze niż niepewne wypłaty w boksie. Smith Jr pracował na Long Island jako robotnik od zakończenia szkoły średniej, boks traktując jako okazję do dorobienia paru dolarów. Jego historia była jak wiele innych - przyszedł na świat, kiedy ojciec, Joe Sr miał zaledwie piętnaście lat, sam został ojcem mając lat 18, więc pójście do pracy, żeby pomóc rodzinie, było czymś naturalnym. Joe Jr dostawał urlop od swojego szefa, żeby trenować, miał też tydzień przerwy po walkach - ale zawsze wracał na plac budowy, nawet kiedy dostał 150,000 dolarów za pojedynek z Sullivanem Barrerą. Skąd wziął się przydomek "Zwykły facet", który po raz pierwszy pojawił się przed walką Smitha z legendarnym Bernardem Hopkinsem? "Chyba po raz pierwszy to usłyszałem na konferencji prasowej, przed pojedynkiem" - tłumaczy Smith Jr. "Hopkins to silny facet, silna osobowość, chce wykorzystać każdą okoliczność, żeby pokazać, że jest lepszy. Podczas konferencji zaczął krzyczeć, że jest kimś specjalnym, a ja tylko jakimś zwyklakiem. Wykorzystał to mój promotor, opowiadając, że ja jestem z dumy z tego, że jestem zwyklakiem, zwykłym robotnikiem. To była prawda i tak już zostało. Wytłumaczyłem całą sprawę nokautując go w walce. Bardzo tego chciałem, chciałem być pierwszym, który to zrobi". Oczywiście zanim był Hopkins, był Andrzej Fonfara, ale wtedy Joe miał przydomek "Bestia". To była wygrana, bez której nie byłoby wielkiej historii zwykłego pracownika na budowie. "Myślałem, że to będzie dla mnie ciężki, długi wieczór. Sam się zdziwiłem" - mówił o znokautowaniu w pierwszej rundzie Andrzeja Fonfary, w lipcu 2016 roku. Zdziwił się nie tylko on, bo "Polski Książę" był faworytem bukmacherów, nawet 30 do 1! "Tej nocy nigdy nie zapomnę. Niesamowita, głośna atmosfera, mnóstwo polskich kibiców Fonfary, którzy stali się później moimi fanami. Wiedziałem, że mogę z nim wygrać, naprawdę w to wierzyłem. Podczas przygotowań, na obozie treningowym, zobaczyliśmy, że Fonfara podczas zadawania ciosów się otwiera. Na to tylko czekaliśmy" - mówi Smith Jr. Wygranie z Polakiem nie zrobiło ze Smitha jr faworyta w potyczce z legendarnym Bernardem Hopkinsem, ale to właśnie on dał Hopkinsowi pierwszą porażkę w karierze przed czasem. Wysłał go na emeryturę, a ciosy Joe dosłownie wyrzuciły legendę za liny ringu. "Był nieprzytomny przez trzy sekundy, ale zaraz wymyślił, że go wypchnąłem z ringu. Tym zrobił na mnie wrażenie" - ironizował Joe po zwycięstwie nad "Katem". Joe wie, że może jednym ciosem zmienić obraz walki - to trudno w boksie zrobić, ale dokładnie to samo udało się z byłym mistrzem świata, pogromcą Siergieja Kowaliowa - Eleiderem Alvarezem. Porażki też były - z Barrerą, którego miał na deskach, ale przegrał, czy najboleśniejsza, bo jakby bez walki z Dmitri Biwołem w 2019 roku. "Zrozumiałem po niej, że w boksie nie wystarczy tylko mocno bić - trzeba myśleć, być sprytnym. Nie można liczyć na jedno uderzenie. W dziesiątej rundzie trafiłem go naprawdę mocnym prawym prostym, gdyby walka trwała dziesięć sekund dłużej, może bym go skończył" - powiedział po przegranej Smith... i w następnych walkach udowodnił, że lekcję zapamiętał. Własow, którego w Chicago pokonał w ćwierćfinale World Boxing Super Series - jeszcze w wadze junior ciężkiej - Krzysztof Głowacki, potrafi się bić. "Chyba walczy teraz we właściwej kategorii wagowej i sporo umie. Widziałem walkę z ciągle niepokonanym, także mistrzem świata w wadze super średniej Gilbertem Ramirezem, gdzie Własow dał mu się porządnie we znaki" - komentuje były champion, Timothy Bradley jr. "Nie ma jednak pojedynczego, zmieniającego walkę ciosu. Wierzę, że będzie chciał boksować, a nie się bić, ale jak długo utrzyma na dystans ciągle szarżującego Smitha? W końcu Joe zacznie trafiać ciosami na korpus, zrani Własowa i będzie po wszystkim. Wątpię, żeby Rosjanin dotrwał do dziesiątej rundy" - twierdzi Bradley. Przełożenie pierwszego terminu (miał walczyć z Rosjaninem 13 lutego) walki z Własowem, na 24 godziny przed wyjściem na ring, było dla Smitha Jr szokiem. I nie tylko pięściarskim, bo miał już zaplanowany ślub. "Ślub się odbył w terminie, ale musieliśmy przełożyć podróż poślubną. Żona wybaczyła, ale może to wyszło na dobre - miałem więcej treningów, a na podróż poślubną polecimy z pasem". Joe Smith Jr, dziś właściciel firmy wycinającej drzewa - zwykły facet. Przemysław Garczarczyk z USA, Polsat SportCzytaj więcej na Polsatsport.pl!