"Sasza" ruszył do przodu, ale świetnie pracujący nogami Anglik przepuszczał jego akcje, a gdy Rosjanin już przedarł się do półdystansu, jego ciosy lądowały na gardzie. W drugiej rundzie mistrz olimpijski z 2004 roku zmienił więc nieco taktykę i gdy już był blisko, koncentrował się bardziej na ciosach na korpus. Na górę Hughie wciąż był nieuchwytny. Brytyjczyk momentami był nastawiony nieco zbyt defensywnie, ale w tej defensywie był znakomity. Pierwszym naprawdę mocnym ciosem Powietkin trafił na początku czwartego starcia. To był prawy sierp. Kilkanaście sekund później trafił również lewym sierpowym i Fury szybko sklinczował. W końcówce zaczął też mu wchodzić lewy prosty. Po przerwie Fury zaczął boksować odważniej i gdyby nie mocny prawy sierp Powietkina tuż przed gongiem mógłby nawet urwać ten odcinek na kartach sędziów. Po nudnej szóstej odsłonie, w siódmej Fury wypunktował przeciwnika bitym niczym z automatu lewym prostym, cały czas pozostając w ruchu. Trochę podirytowany Powietkin zaczął szukać mocnej bomby, jaką mógłby przełamać niewygodnego rywala. Na minutę przed końcem rundy Powietkin w końcu wyprzedził Anglika w akcji prawy na prawy. Dodał też kilka haków na korpus i zapisał to starcie na swoją korzyść. W dziewiątym starciu z lewego łuku brwiowego Anglika pociekła krew, co na moment go zatrzymało i lekko deprymowało. Dziesiąte starcie równe i trudne do punktowania. W obu narożnikach trenerzy mobilizowali ostro swoich zawodników. Więcej świeżości zachował jakby Hughie, ale to Aleksander trafił w tej rundzie dwoma mocnymi prawymi sierpami bitymi w tempo. Nie zrobiły one większego wrażenia na Furym, ale na sędziach już powinny. W ostatnich trzech minutach Powietkin rzucił wszystko co miał i zepchnął rywala do defensywy. Wygrał to starcie i w napięciu czekał na werdykt sędziów. A ci punktowali wyjątkowo zgodnie - 117:111, wszyscy na korzyść Rosjanina.