Początek był jednak fatalny dla faworyta, szczególnie pierwsza minuta. Rywal już na samym początku wstrząsnął nim prawym sierpowym na szczękę, a gdy ten podniósł ręce, oponent huknął chwilę później lewym hakiem w okolice wątroby. Munguia zgiął się jak scyzoryk i skrzywił z bólu, ale nie przyklęknął. Przetrwał krótki kryzys i pod koniec rundy już ładnie odpowiadał. Minutę po przerwie trafił prawym krzyżowym i teraz to Johnson był ranny. Były mistrz świata niższej kategorii drugą odsłonę zakończył ładnym prawym podbródkiem w zwarciu oraz prawym sierpowym przez gardę przeciwnika. 24-latek z Tijuany w trzeciej rundzie wydłużył nieco dystans, boksował z kontry, a gdy przeciwnikowi udało się podejść bliżej, karcił go precyzyjnym prawym podbródkowym. Podobny przebieg miały kolejne minuty, choć silny fizycznie Johnson też groźnie atakował. Jaime z czasem się rozluźnił i składał swoje akcje w coraz dłuższe i ciekawsze kombinacje. Legendarny Erik Morales był zadowolony w narożniku, więc wszystko szło zgodnie ze scenariuszem. W końcówce szóstego starcia sędzia poprosił lekarza o konsultację. Warga Johnsona była koszmarnie rozcięta, mimo wszystko walka została puszczona. Problem w tym, że przez te dwadzieścia sekund Munguia władował w rywala jeszcze kilkanaście ciosów i ambitny Johnson do siódmej rundy już nie został dopuszczony. Powtórki pokazały, że te głębokie rozcięcie nastąpiło po świetnym prawym podbródkowym Jaime. Występ zdecydowanie na plus.