Zakontraktowana na 12. rund walka obiecująco rozpoczęła się w wykonaniu naszego pięściarza. Cieślak boksował zdecydowanie, ale bez szaleństw, w pierwszych fragmentach polując na mocne ciosy z prawej ręki na korpus. Polak cały czas był aktywny, ale też miał się na baczności, uważając na prawą rękę przeciwnika. W drugiej odsłonie dobry lewy sierpowy wstrząsnął Makabu. Kongijczyk starał się odgryźć, ale rozluźniony Polak zadawał kolejne ciosy, przebijając się nawet przez podwójną gardę rywala. Kolejny mocny cios sprawił, że Makabu był wyraźnie zamroczony, ale nasz zawodnik nie ruszył ze zbyt szaleńczą akcją. Boksował mądrze i taktycznie. Radomianin bardzo dobrze pracował na nogach, wykorzystując zasięg ramion. Świetnie różnicował płaszczyznę ciosów, raz trafiając na splot słoneczny, a innym razem na wątrobę. W trzeciej rundzie Polak wystrzelił potężnym lewym sierpowym, po którym, po raz drugi w tej walce, faworyzowany rywal był wyraźnie zamroczony. Kongijczyk cały czas jednak pozostawał niebezpieczny i w końcu odgryzł się mocnymi ciosami. Zraniony Polak dążył do klinczu, a po chwili zabrzmiał gong. W kolejnym starciu podopieczny trenera Andrzeja Liczika znów zaczął różnicować płaszczyznę uderzeń, co przynosiło zamierzony skutek. Niesiony dopingiem bohater gospodarzy jednak nie dawał za wygraną, cały czas pozostawał blisko Polaka i niebezpieczeństwo wisiało w powietrzu. Nagle Polakowi zdarzył się fatalny błąd, prawdopodobnie w reakcji na nieprzepisowy cios przeciwnika, gdy nasz zawodnik opuścił ręce i czekał na interwencję sędziego. Tę szansę Makabu z zimną krwią wykorzystał, wystrzelił mocnym ciosem z lewej ręki i posłał naszego rodaka na deski. Cieślak wstał, ale do końca starcia, przez pół minuty, walczył już tylko o to, aby wytrwać do gongu. Mimo tarapatów pokazał charakter, przyjął sporo ciosów, ale nie dał się "dokończyć". Krótka przerwa w narożniku sprawiła, że Polak wrócił do gry, choć inicjatywa już była po stronie rywala. Nagle to jednak Cieślak wystrzelił mocnym ciosem, po którym Makabu dotknął maty ringu i sędzia słusznie zaczął go liczyć. Dzięki temu punkt straty z czwartej rundy ekspresowo został odrobiony. Z upływem czasu taktyka zaczęła ustępować miejsca coraz bardziej bezpośredniej wymianie ciosów. Trener Liczik jednak apelował do swojego podopiecznego, by ten nie stał w miejscu i nie pozostawał łatwym celem do trafienia. Polak posłuchał szkoleniowca i włączył pracę nóg, ale Makabu starał się umiejętnie skracać ring. Tam czyhało na niego zagrożenie, bowiem Polak składał dobre akcje, wychodząc z defensywy z serią mocnych uderzeń. Skuteczną bronią rywala były ciosy z prawej ręki, a po jednym z uderzeń na dół Polak z trudnością łapał powietrze. Na półmetku walki Cieślak zaczął przeżywać kryzys kondycyjny. Na otwarcie 7. rundy radomianin pięknie trafił ciosem podbródkowym, po którym pod Makabu ugięły się nogi. Jednak Polak nie zdecydował się wykorzystać tego momentu i nie poszedł zdecydowanie do przodu. Końcówka tego starcia była szaleńczym atakiem Kongijczyka, który zamykał Polaka przy linach i wyprowadzał mnóstwo ciosów. Wiele było chaotycznych, ale taka ofensywa mogła zrobić wrażenie na sędziach. Mało kto przewidywał, że walka wejdzie w tak zaawansowaną fazę, co zdawało się coraz bardziej premiować rozjuszonego Kongijczyka. Ulubieniec publiczności zaczął tracić respekt do siły ciosu Cieślaka i podejmował ryzykowne wymiany, ale skuteczne. Cieślak wkładał coraz więcej siły w uderzenia, lecz były to już tylko pojedyncze trafienia. Nasz rodak był cały czas w tarapatach, a w końcowych sekundach 8. starcia rywal jeszcze zaakcentował swoją przewagę. Dziewiątą rundę Polak rozpoczął imponująco od bardzo mocnego prawego sierpowego. Makabu odczuł jego siłę, ale nasz zawodnik nie poszedł za ciosem. Zamiast tego znów sam przeszedł do frontalnego ataku. Sam dyktował tempo, a gdy złapał drugi oddech, znów skutecznie walczył. Polak odgryzł się uderzeniem z prawej ręki na korpus, ale po raz wtóry zabrakło ponowienia. Dziesiątą odsłonę Cieślak rozpoczął zaskakująco aktywnie, jakby skumulował energię na ostatnie rundy. Niestety, brakowało dynamiki w jego uderzeniach, bo trudy starcia zaczęły zbierać żniwo. Co gorsza, Polak w pewnej chwili znów zapomniał się przy linach, co z premedytacją starał się wykorzystać oponent. Narożniki obu zawodników bardzo motywowały swoich podopiecznych, by dali z siebie wszystko w dwóch ostatnich rundach tzw. mistrzowskich. Chęci były, charakter pozostawał, ale kondycja mocno ograniczała poczynania Polaka. Jeszcze na jej półmetku Cieślak chwilowo podkręcił tempo, ale tym razem już nie zdołał zranił rywala, który w ostatniej minucie znów przejął inicjatywę. Tylko nokaut ratuje Cieślaka - prorokowali komentatorzy przed rozpoczęciem 12. rundy i wypadało się z nimi zgodzić. Polak podejmował niezłe próby, ale dobrze pracował blok przeciwnika. W pewnej momencie Cieślak potknął się, publiczność już zaczęła wiwatować, ale to było efektem wyłącznie poślizgnięcia. Na nokaut bardziej było stać Makabu, w którego ciosach jeszcze była widoczna dynamika, czego nie dało się powiedzieć o "pchanych" uderzeniach Polaka. Ambitna postawa pozwoliła naszemu zawodnikowi wytrwać do końca, lecz jeszcze przed ogłoszeniem wyniku Kongijczyk rozpoczął wielkie świętowanie. Werdykt trójki sędziów mógł być tylko jeden - 114:112, 116:111, 115:111 na korzyść Ilungi Makabu. Dla Cieślaka była to pierwsza porażka w zawodowej karierze. AG