W czerwcu zeszłego roku z Joshuą miał walczyć Jarrell Miller, ale wpadł na dopingu. Zastąpił go Andy Ruiz Jr, który sensacyjnie pokonał Anglika (Joshua odzyskał kilka miesiący później pasy w grudniowym rewanżu). Blisko zastąpienia Millera i walki z Joshuą był również Luis Ortiz, ale ostatecznie wybrał rewanżowy pojedynek z Deontayem Wilderem i przegrał w listopadzie przed czasem. - Doszło do nieporozumienia. Ścierały się interesy różnych stron. Strona Deontaya Wildera naciskała na walkę. Luis oczywiście nie bał się starcia z Joshuą, prawdziwi zawodnicy nie boją się nikogo. Był zasmucony, bo chciał walczyć z AJ'em, ale nie mogliśmy się dogadać ze stroną brytyjską - powiedział menadżer Ortiza. Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! - Oglądaliśmy walkę AJ'a z Andym Ruizem Juniorem i można było pomyśleć: "Luis też pokonałby Joshuę". Niekoniecznie. Styl robi walkę i trzeba trafić na właściwy dzień. Dużo zależy właśnie od dyspozycji dnia czy formy w danym okresie. Czy żałujemy? Tylko do pewnego stopnia. W tej walce mogłoby się wydarzyć wszystko. Myślę, że Luis by wygrał, że Joshua nie był gotowy na mańkuta. Wydaje mi się jednak, że Eddie Hearn i tak nie dopuściłby do walki AJ'a z Luisem (...) - dodał Jimenez. - Gdyby udało się doprowadzić do walki z Dillianem Whyte'em, to byłaby ona świetną odskocznią. Zwycięstwo Luisa pokazałoby, że zasługuje na konfrontację z Joshuą - podsumował temat człowiek Kubańczyka. Przypomnijmy, że po tym jak Aleksander Powietkin zachorował na koronawirusa, przedłuża się oczekiwanie na jego drugą walkę z Whyte'em. Zniecierpliwiony Brytyjczyk rozgląda się za innymi rywalami, a na szczycie listy kandydatów do zastąpienia Rosjanina na przełomie stycznia i lutego jest właśnie Ortiz.