Mariusz Wach (35-5, 19 KO) nie wygrał poważnej walki od dwóch i pół roku, a po trzech kolejnych porażkach, w tym dwóch przed czasem, jego pozycja mocno osłabła. Dlatego żeby liczyć na kolejne poważne wyzwania, sportowe czy to finansowe, musiał zacząć wygrywać. Z kimkolwiek. I właśnie taką drogę obrał były pretendent do trzech pasów wagi ciężkiej. Nie jest tajemnicą, że Wach wciąż otrzymuje oferty od ciekawych przeciwników. Musiał tylko podreperować swój bilans. W połowie września robił co mógł, by nie uderzyć zbyt szybko i za mocno Gogitę Gorgiladze, ale pojedynek skończył się po czterech minutach. Teraz nauczony doświadczeniami nie bił nawet na górę, tylko na pół gwizdka na korpus, a i tak wygrał po 85 sekundach. Niejaki Giorgi Tamazaszwili (2-6, 2 KO), który - delikatnie mówiąc, do najtwardszych nie należy (wszystkie porażki przed czasem), po optycznie lekkim haku na korpus przyklęknął i dał się wyliczyć. Cel osiągnięty, rekord poprawiony, pora więc na poważniejsze walki Mariusza. Dodajmy, że "Wiking" wniósł do ringu okrągłe 128 kilogramów. Podczas tej samej "gali" w Pieszycach występujący na podobnych zasadach Norbert Dąbrowski (23-8-2, 10 KO) po dwóch liczeniach w pierwszej rundzie, w drugiej odprawił Mykytę Trubczanina (5-16, 3 KO).