Reprezentujący Stal Rzeszów pięściarz rodem z Czarnej Sędziszowskiej bez kompleksów wszedł w walkę z faworyzowanym Izu Ugonohem i wprost zdeklasował rodaka z Gdańska. Zwycięstwo nie podlegało dyskusji, choć kończący walkę cios w 4. rundzie został zadany już w momencie, gdy Ugonoh klęczał na macie, wobec czego sędzia Robert Gortat mógł zdyskwalifikować Różańskiego. Taka sytuacja jednak nie miała miejsca, Ugonoh po pojedynku uznał, że przeciwnik był lepszy, a ten - zupełnie anonimowy dla szerszej publiczności - czuł wielką radość. - Wydawało mi się, że troszkę spokojniej zacząłem tę walkę w porównaniu do poprzednich, ale inny nie będę. Ważne że wygrywam, idę do przodu i spełniają się moje marzenia - powiedział niepokonany 33-latek (11-0, 10 KO). Na pytanie jednego z dziennikarzy, czy od początku czuł, że pojedynek toczy się pod jego dyktando, zwycięzca nie myślał blefować. - Tak. Aż bałem się tego spokoju, który miałem przed walką, że coś jest ze mną nie tak. Zawsze był stres, a teraz czegoś takiego nie było. Jednak wszystko zagrało - stwierdził podopieczny trenera Mariana Basiaka. Dodał także, że więcej spodziewał się po atletycznie zbudowanym Izu. - Zaskoczyło mnie to, że był mało agresywny i wolny. W tym dniu na pewno byłem od niego lepszy - skwitował, choć przyznał, że parokrotnie odczuł kontry rywala z prawej ręki. Przed pojedynkiem Różański powiedział, że pojedynek z Ugonohem postrzega jako nawet większe wyzwanie od niedoszłego starcia z Arturem Szpilką. Po zwycięstwie wróciło pytanie o "Szpilę", któremu rzeszowianin rzucił wyzwanie, zanim niespodziewanie znokautował Izu. - Zobaczymy, jak w ogóle Arturowi pójdzie walka z Dereckiem Chisorą - odparł. - Czyli Szpilka może okazać się za słaby? - dopytał dziennikarz portalu ringpolska.pl. - To są twoje słowa. Ja tego na razie nie analizuję. Zobaczymy, co przyniosą najbliższe dni - uciął temat Różański. Art