Kubański pięściarz, słynący z nokautującego ciosu, rok czekał na powrót i wyszedł do ringu niczym głodny lew. Natychmiast doskoczył do przeciwnika, szukając mocnej "bomby" z lewej ręki na górę. Flores panicznie uciekał dookoła, aż w końcu "King Kong" uderzył prawym hakiem na korpus i było po wszystkim. Amerykanin tłumaczył się potem, że miał problem z okiem i nagle zrobiło mu się ciemno. Być może, prawda jest jednak taka, że od początku wyglądał na wielce przestraszonego... Dla 41-letniego Ortiza był to zatem bardzo udany powrót do ringu po porażce z Deontayem Wilderem. Kubańczyk musiał uznać wyższość byłego już mistrza świata w wadze ciężkiej w listopadzie ubiegłego roku, przegrywając przez klasyczny nokaut.