W boksie zawodowym, biorąc pod uwagę jego specyfikę, wielość irracjonalnych posunięć i ilość kuriozalnych rozstrzygnięć zapadających z dala od ringu, to decyzja iście spektakularna. Na dwudziestu pięciu stronach dokumentu, jaki powstał po trwającym wiele miesięcy proteście strony polskiej na wydarzenia w Rydze, gdzie brutalny faul Briedisa (poprzedzony uderzeniem "Główki" w tył głowy) i piętrzące się błędy głównego arbitra doprowadziły do szybkiej "egzekucji" na Głowacki, wydano końcowe postanowienie. Federacja WBO nakazała Briedisowi stoczenie w ciągu 120 dni pojedynku z Polakiem, którego stawką powtórnie będzie tytuł mistrza świata jednej z czterech wiodących federacji w boksie zawodowym. Skala protestu przeszła najśmielsze oczekiwania promotora "Główki" Andrzeja Wasilewskiego, choć - z taktycznego punktu widzenia - przy pomocy jednego z amerykańskich prawników podjęto walkę o pełną pulę, czyli unieważnienia pojedynku. Tego nie udało się osiągnąć, ale zobligowanie obozu zwycięzców do drugiej potyczki, w wyznaczonym terminie, to i tak wielkie dokonanie w tym "sportowym biznesie". Sytuacja Głowackiego w jednej chwili stała się więcej niż komfortowa, bo niedawno został kandydatem do walki o wakujący pas mistrza wagi junior ciężkiej organizacji WBC. Jednak to przede wszystkim skandaliczna porażka z Briedisem w Rydze spędzała sen z powiek Polakowi i nie ma wątpliwości, że przede wszystkim pała żądzą rewanżu na zawodowym policjancie. Tyle tylko, że na Łotwie nikt nie załamuje rąk, przyjmując werdykt federacji WBO również z zadowoleniem. W rozmowie z serwisem sportacentrs.com menedżer Briedisa Raimonds Zeps został poproszony o to, by po raz pierwszy publicznie skomentować to "rozstrzygnięcie na ich korzyść", jak w ojczyźnie Briedisa przyjmuje się utrzymanie werdyktu z pierwszego pojedynku. Zeps wyraźnie stwierdził, co zostało nawet zaakcentowane w tytule rozmowy, że Briedis będzie walczył w finale turnieju World Boxing Super Series, do którego - przypomnijmy - awans dało mu zwycięstwo nad Głowackim. Drugim finalistą tych świetnie płatnych zmagań jest Kubańczyk Yunier Dorticos. Dlatego odnosząc się do słów Wasilewskiego, który decyzję WBO nazwał ogromnym osiągnięciem oraz kwestii doprowadzenia do rewanżu Głowackiego z Briedisem jeszcze przed finałem WBSS, menedżer powiedział: - Nie wiem dokładnie, co według nich wygrali. Wiedzą bardzo dobrze, że Mairis ma żelazną umowę z WBSS, która obliguje go do stoczenia walki w finale. (...) Mairis weźmie udział w finale turnieju, który jest w tej chwili jasny i oficjalny. Od lata wykonujemy całą pracę z myślą o tym pojedynku. Teraz trzeba tylko czekać na informacje o dacie i miejscu - stwierdził Zeps. Agent Briedisa zapowiedział, że jeśli Głowacki z dwóch dróg, które ma aktualnie do wyboru, zdecyduje się na walkę z Łotyszem o mistrzostwo świata, wówczas jego zawodnik zwolni tytuł WBO, jako że priorytetowo traktuje pojedynek z Dorticosem. - Wtedy o zwakowany przez Mairisa pas Głowacki teoretycznie będzie musiał walczyć z Firatem Arslanem, który zajmuje drugie miejsce, a jeśli nie on, to kolejne miejsce ma Jurij Kaszyński z Rosji - kreśli scenariusz Zeps. Dodał, że najbardziej prawdopodobną lokalizacją gali, która miałaby odbyć się w styczniu, jest Moskwa, ale wciąż istnieje także opcja wyprawy do Arabii Saudyjskiej, jak również powtórnego widowiska w Rydze. Sprawa robi się bardzo ciekawa, wszak Wasilewski napisał na Twitterze wprost, że na mocy tej decyzji finał turnieju WBSS został wstrzymany. W tej sprawie zacytujmy jeszcze fragment oficjalnego dokumentu WBO, w którym czytamy: "Zdecydowanie zaleca się, aby organizatorzy turnieju WBSS rozważyli zaplanowanie finału, by odbył się po poleceniu walki rewanżowej, o której mowa powyżej. Jeśli nasza rekomendacja zostanie zaakceptowana, finał turnieju powinien odbyć się między mistrzem wagi ciężkiej IBF w wadze junior ciężkiej Yunierem Dorticosem, a zwycięzcą niniejszym nakazanego bezpośredniego rewanżu". AG