Polakowi sprzed nosa uciekła grudniowa walka o wakujący tytuł mistrza świata wagi junior ciężkiej federacji WBO, gdy nie przeszedł testu na koronawirusa. Zastąpił go Nikodem Jeżewski, którego Lawrence Okolie (15-0, 12 KO) zdemolował w niecałe pięć minut. Na szczęście władze World Boxing Organization utrzymały wcześniejsze postanowienia i to Głowacki powalczy z Brytyjczykiem o wakujące trofeum. - Wciąż odczuwam skutki covida, widać to zresztą po wynikach biegowych. Wciąż siedzi mi coś na płucach i trenuję póki co tak na sześćdziesiąt procent. Jeszcze nie wróciłem do sparingów. Robię technikę i tarczę z trenerem. Plus tej całej sytuacji jest być może taki, że wtedy nie mogliśmy sprowadzić sparingpartnerów jakich chcieliśmy, a teraz może to się udać. Chciałbym trochę pobiegać po górach i być może 18 stycznia pojedziemy do Zakopanego - zdradził były dwukrotny mistrz świata w limicie 90,7 kilograma. - Wiedziałem, że Okolie bije mocno i celnie. Nie można stać naprzeciw niego za podwójną gardą, na co zresztą uczulałem Nikodema Jeżewskiego. To był jego błąd, bo jak Okolie "rozpędzi" już tę rękę, to bije naprawdę mocno - kontynuował "Główka", który prawdopodobnie 20 marca w Londynie stanie przed szansą zdobycia mistrzostwa świata po raz trzeci. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! - Moja walka z Okoliem zostanie przełożona bodaj na 20 marca i odbędzie się w Anglii, dostałem taką informację od mojego promotora. Teraz skupiam się tylko na Okoliem, bo najważniejsze, żeby pas wrócił do Polski. Okolie twierdzi, że skończę tak samo jak Nikodem, ale jego słowa dodatkowo mnie tylko podkręcają i motywują. Niech on sobie gada, a ja w ciszy trenuję i czekam na walkę - zakończył Głowacki.