Sędzia przerwał walkę w czwartej rundzie po tym jak zamroczony Kownacki nie był w stanie podjąć walki. W tej samej odsłonie Polak dwukrotnie lądował na deskach ringu. “To nie była moja noc. Wszystko zaczęło się, kiedy zainkasowałem cios z prawej ręki. Podparłem się na kolanie, a sędzia zinterpretował to jako poślizgnięcie. Jednak już byłem trochę zamroczony. Potem rywal rzucił się na mnie jak bydlak i dokończył dzieła zniszczenia" - przyznał pochodzący z Łomży bokser. Zamiast klinczować i w ten sposób próbować dotrwać do końca rundy, próbował nawiązać otwartą walkę z rosłym Finem. “Tak, to chyba był błąd. Jednak jestem wojownikiem. Myślę, że lepiej byłoby wówczas przytrzymać rywala" - ocenił Kownacki. W dwóch pierwszych rundach Polak próbował narzucić swój styl walki i zdecydowanie atakował. Rywal nie pozostawał jednak dłużny. “Między rundami trener mówił mi, żebym zaczynał akcje podwójnym lewym prostym i nie rzucał się na przeciwnika. Mówił, żebym się skupił i nie atakował chaotycznie, bo to jest waga ciężka i jeden cios może wszystko zmienić. Jednak uczę się na błędach" - zdradził. W trzeciej rundzie Kownacki wyprowadził kilka skutecznych ciosów na korpus i wydawało się, że kontroluje przebieg walki. Jednak w czwartej odsłonie role się odwróciły. “Na pewno muszę obejrzeć tę walkę jeszcze raz. To co się wydarzyło jest dla mnie sporym szokiem" - zakończył Kownacki. Pojedynek w Nowym Jorku był oficjalnym eliminatorem do walki o mistrzostwo świata federacji WBA w wadze ciężkiej. Tytuł ten, podobnie jak pasy IBF i WBO, należy do Brytyjczyka Anthony’ego Joshui, który 20 czerwca zmierzy się z Bułgarem Kubratem Pulewem na stadionie Tottenhamu Hotspur. Z Nowego Jorku Marcin Cholewiński