Tyson wrócił do ringu po 15-letniej przerwie i zremisował w pokazowej walce z Royem Jonesem. Po walce "Żelazny Mike" nie stronił od przykuwających uwagę wypowiedzi. Przyznał między innymi, że przygotowując się do powrotu wciąż palił marihuanę. To nie była jednak jedyna "afera" z udziałem legendarnego pięściarza. Gdy opuszczał Staples Center, gdzie odbyła się gala boksu z jego udziałem, spotkał się z czekającymi na niego fanami. Jeden z nich zaczął prowokować byłego mistrza świata wagi ciężkiej. Fan, według relacji "TMZ", miał wyzwać Tysona na pojedynek i spróbować wyprowadzić cios. We wszystkie wmieszała się ochrona zawodowego boksera, która widząc, że ten sięga do spodni zdołała go spacyfikować. Istniało podejrzenie, że człowiek ten mógł sięgać po broń palną. Do awantury wezwano policję, ustalono że napastnik nie miał przy sobie żadnego rodzaju broni. Nie sporządzono wniosku do sądu i całe zajście skończyło się polubownie. To nie pierwszy taki incydent z udziałem Tysona i próbujących wejść z nim w interakcje kibiców. W 2015 roku podczas walki Manny'ego Pacquiao z Floydem Mayweatherem, kibic chwycił Tysona od tyłu i chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. Skończyło się na uderzeniu go łokciem przez rozwścieczonego "Iron Mike'a". W jednym z wywiadów Tyson przyznał się także do innego "grzechu". Fan agresywnie przedzierał się w tłumie by zdobyć podpis "Bestii", gdy ten to zauważył, uderzył go w szczękę. W zadośćuczynieniu zapłacił mu kilka milionów dolarów. MR