Na takich pięściarzy, jak Sokołowski, w bokserskim slangu mówi się "journeyman". Oznacza to, ni mniej ni więcej, że zawodnik jest w zasadzie skazywany na porażkę, ale z racji stylu walki, odporności i twardości w ringu, jest wziętym testerem dla promowanych pięściarzy. Ci właśnie w takich starciach zbierają niezbędne doświadczenie, chcą odbudować się po porażce lub po prostu wygrać bardzo efektownie. Tak samo było w konfrontacji Sokołowskiego z 32-letnim Kossobutskim. Zdecydowanym faworytem był Kazach i rywal zdecydowanie wywiązywał się z roli faworyta. Nasz pięściarz, który wziął tę walkę na niespełna dwa tygodnie przed galą, skupiał się na tym, by bezpiecznie dotrwać do końca dziesiątej rundy. A Kossobutski napierał. I w piątej rundzie pokazał namiastkę możliwości, mając w dodatku argument siły w pięściach, gdy powalił Polaka na deski. Sokołowski podniósł się, ale od tego momentu przewaga Kazacha zarysowała się jeszcze bardziej.Mimo wszystko wydawało się, że pojedynek jednak rozstrzygnie się na pełnym dystansie. Ale w ostatnich sekundach 10. rundy przeciwnik w końcu upolował naszego zawodnika. Polak padł na matę i choć przez moment wydawało się, że zdoła powstać, to jednak nie był w stanie kontynuować starcia.Następny pojedynek Polak z Wysp Brytyjskich ma stoczyć 2 października na gali Krystiana Każyszki w Kościerzynie. AG