Panowie mieli spotkać się w walce pokazowej 12 września, jednak obóz Tysona przeniósł termin na 28 listopada. I właśnie to nie spodobało się byłemu królowi zestawień P4P. - Przesunięcie terminu da większej liczbie kibiców szansę obejrzenia tego największego powrotu w historii boksu - tłumaczył "Żelazny Mike". Tymczasem były mistrz świata wagi średniej, super średniej, półciężkiej i ciężkiej, który przygotowując się do niedoszłej, wrześniowej potyczki, zrezygnował z wielu innych działalności i pozostał trochę na lodzie, nie kryje złości. I uważa, że powinien w ramach zadośćuczynienia otrzymać pewną rekompensatę. - Musiałem odwołać inne projekty, pozmieniać swój kalendarz. Nie jestem już przecież bokserem i nie żyję z tego. Zarabiam w inny sposób i mam swoje obowiązki. A skoro nie mogę robić innych rzeczy, powinienem otrzymać za to wynagrodzenie. Inaczej będzie to dla mnie nie do przyjęcia - nie ukrywa Jones jr. - Staramy się znaleźć jakieś rozwiązanie. Moi adwokaci rozmawiają z jego adwokatami. Chcę po prostu rekompensaty za straty jakie poniosłem. Jeśli nie dojdziemy do porozumienia, wówczas walka się nie odbędzie. Usłyszałem, że im zależy na kibicach na trybunach, ale nawet jeśli tak, to moja wypłata również powinna odpowiednio wzrosnąć. Zobaczymy więc, co będzie się działo dalej - dodał 51-letni Roy. Przypomnijmy, że walka niewliczana do oficjalnych rekordów miałaby odbyć się na dystansie ośmiu rund i zostać pokazana w systemie PPV.