- Zawsze lubiłem iść do przodu, wszyscy myśleli, że będę uciekał przez Mike'em, a ja chciałem dać mu znać, że nie zamierzam się cofać ani o krok. Czułem, że mam szybsze ręce niż Mike, że mam przewagę zasięgu ramion. Trafiłem go parę razy, a trafieni ludzie zaczynają się zmieniać. Sam Mike powiedział kiedyś, że ''każdy ma plan, dopóki nie zostanie trafiony''. Jestem jednym z tych, którzy wiele razy zostali trafieni, ale umiem przyjąć. Mike nie przyjmował tylu mocnych uderzeń, bo jego rywale byli w walkach z nim nieśmiali. Ja taki nie byłem - powiedział Holyfield cytowany przez BBC Radio 5, który pokonał Tysona w 1996 roku przez TKO w jedenastej rundzie. - Sztuką było to, żeby on zrozumiał, iż wybrał złego rywala. Jedynym sposobem, jakim mógł mnie pokonać, było wykonanie w ringu cięższej pracy niż moja. Ale ja zawsze zadawałem ostatni mocny cios w rundzie, chciałem, żeby idąc do narożnika myślał o tym, jak mocno go trafiłem. Musiałem na niego naciskać i pierwszy zadawać ciosy. Wiedziałem też, że uderzenia na dół spowolnią Mike'a - dodał ''Real Deal'', który jest podobno w coraz lepszej formie i obiecuje prawdziwe emocje podczas swojego ringowego występu. Czy wróci choć część dawnej magii?