Przekaz telewizyjny otworzył zakontraktowany na sześć rund pojedynek w wadze ciężkiej. Rzeszowianin Łukasz Różański (10-0, 9 KO) w bardzo łatwy sposób rozprawił się z Niemcem Eugenem Buchmullerem (13-4, 10 KO), który już po dwóch minutach przyklęknął po prawym w okolice ucha. 32-latek zwietrzył szansę na efektowną wygraną, a gdy powtórzył uderzenie, rywal pod koniec pierwszej rundy ostentacyjnie się odwrócił, nie mając ochoty na kontynuowanie walki. Po chwili wypluł ochraniacz na zęby, a sędzia ringowy przerwał pojedynek, co oznaczało zwycięstwo Polaka przez techniczny nokaut. Status niepokonanego zachował także boksujący w kategorii junior średniej Przemysław Zyśk (9-0, 3 KO), który z dużym spokojem wypunktował Igora Fanijana (16-17-3, 8 KO). Po ośmiu rundach zwycięzca mógł być tylko jeden, ale nasz zawodnik nie ustrzegł się błędów, gdy nad boks przedkładał chęć pokazania rywalowi, kto jest mocniejszy. O sporą dawkę emocji zadbali w wadze półciężkiej faworyzowany Marek Matyja (15-1-1, 7 KO) oraz Remigiusz Wóz (11-4, 6 KO), który w pierwszej rundzie mocno postawił się zawodnikowi grupy KnockOut Promotions. Dobry początek Woza przerwał kontrujący prawy sierpowy, po którym Matyja doprowadził do liczenia i był o krok, by zakończyć walkę już przed upływem trzech minut. Matyja spuentował walkę w efektowny sposób w trzeciej odsłonie, gdy zasypał rywala serią ciosów. Twardy Wóz stał na nogach, ale był już na tyle bierny w defensywie, że sędzia Leszek Jankowiak wkroczył do akcji i przerwał pojedynek. - Fajnie, że dostałem takiego twardego przeciwnika. Remik nie odpuszczał, ale ja wiedziałem, że prędzej czy później go skończę. Kluczem była konsekwencja - powiedział zadowolony zwycięzca. Na polski ring z przytupem powrócił, po znakomitej acz przegranej walce w Stanach Zjednoczonych z Danielem Jacobsem, Maciej Sulęcki (27-1, 11 KO). Notowany w światowej czołówce kategorii średniej "Striczu" zrobił tak, jak zapowiadał, czyli bardzo efektownie rozprawił się z bardzo nisko notowanym Francuzem Jeanem Michelem Hamilcaro (26-10-3, 6 KO). Olbrzymią dysproporcję w umiejętnościach było widać od pierwszego gongu, a dzieło zniszczenia dopełniło się w drugiej rundzie. Sulęcki wystrzelił znakomitym prawym na szczękę, po którym zmusił rywala do pierwszego przyklęknięcia. Pięściarz z Warszawy kontynuował dokumentne rozbijanie obrony przeciwnika, doprowadzając do kolejnych liczeń. W końcu, po czwartym liczeniu, narożnik Francuza zlitował się nad niemiłosiernie obijanym swoim podopiecznym i widząc totalną demolkę, zasygnalizował poddanie. AG