Gdy Wilder miał 19 lat, na świat przyszła jego najstarsza córka, Naieya. Dziewczynka urodziła się z rozszczepem kręgosłupa. Był rok 2005. O późniejszych sukcesach i milionach dolarów na koncie, nie było jeszcze mowy.Wtedy perspektywa stawieniu czoła takiemu zrządzeniu losu, dla nastolatka, była wielką traumą. Minęły lata i przygotowujący się do rewanżu z Tysonem Furym (22 lutego w MGM Grand w Las Vegas) Amerykanin wyznał, że wtedy zapadł na depresję.Psychiczny stan sportowca był na tyle poważny, że był gotowy zakończyć swoje życie. - Było to dla mnie bardzo trudne, cała sytuacja mnie przerosła. Do tego stopnia, że miałem broń na kolanach i byłem gotowy popełnić samobójstwo - wyznał pięściarz z Alabamy w rozmowie z BT Sport.- Te myśli przychodzą do głowy, w końcu wszyscy jesteśmy ludźmi. Dopadają każdą osobę, która przechodzi jakąś depresję lub różne rzeczy w swoim życiu. Wtedy uważasz, że jedynym sposobem na zakończenie tego wszystkiego jest odebranie sobie życia. Nie myślisz o nikim innym, tylko o sobie i o tym, co się z tobą dzieje - powiedział Wilder, nie radząc sobie z faktem, że jego pierworodne dziecko nie urodziło się zdrowe, tylko z zaburzeniami. W poszukiwaniu szybkiego zarobku, Wilder porzucił pracę w naleśnikarni i zajął się boksem, chociaż nie miał o tej dyscyplinie większego pojęcia. Efekty przyszły zdumiewająco szybko, bo już w 2008 roku został brązowym medalistą igrzysk olimpijskich w Pekinie, a wkrótce zadebiutował na ringu zawodowym. 34-letni Amerykanin demoluje kolejnych rywali i wciąż jest niepokonany (42 zwycięstw, z tego 41 przed czasem), a tylko jedną walkę zremisował, w grudniu 2018 roku z Furym. Wkrótce będzie okazja, by rozwiać wątpliwości, czy lepszym pięściarzem jest Amerykanin, czy Brytyjczyk, za którym także walka z wyniszczającą depresją, coraz częściej nazywaną chorobą cywilizacyjną XXI wieku.AG