Nie tylko on, cały bokserski świat czeka na starcie Anthony'ego Joshuy (23-1, 21 KO) z Tysonem Furym (30-0-1, 21 KO) o wszystkie cztery pasy wagi ciężkiej. "Hayemaker" mógłby wrócić na starcie ze zwycięzcą takiego pojedynku. Były król kategorii junior ciężkiej i mistrz WBA w ciężkiej po drugiej porażce z Tonym Bellew, niemal dokładnie dwa lata temu, postanowił zawiesić rękawice na kołku. W przeszłości dwukrotnie miał spotkać się z Furym, jednak przez problemy zdrowotne i kontuzje Davida walki te odwoływano. Dziś Haye jest menedżerem Derecka Chisory. - Tylko dla jednej walki byłbym gotów wrócić do boksu, dla starcia ze zwycięzcą pojedynku Joshuy z Furym. Tylko że taki powrót doprowadziłby moje ciało do granic możliwości. W tym momencie wszystko wygląda fajnie, stare kontuzje odeszły, ale powrót do ciężkich treningów doprowadziłby mój organizm na skraj. Teraz trenuję, ale nie na pełnym obrotach, jedynie z ciężarami na siłowni i po pół godziny dziennie. Ale takie treningi to rekreacja, a nie sport wyczynowy. Kiedy trenujesz do walki, musisz przejść przez piekło, szczególnie jeśli chcesz znokautować dużych facetów i mieć szansę wygrania z takimi gigantami jak Joshua czy Fury. Oni są duzi, silni i w szczycie swoich karier. Byliby ogromnym zagrożeniem dla każdego wielkiego mistrza w historii. Ich bezpośrednia walka to 50 na 50, bez faworyta - uważa blisko 40-letni Haye.