Miesiąc temu Kownacki odniósł w pełni zasłużone, acz mniej efektowne od spodziewanego zwycięstwo nad Chrisem Arreolą. Najwyżej notowany polski pięściarz wagi ciężkiej miał chrapkę, by szybko odesłać z ringu Amerykanina, ale w ringu musiał pracować przez dwanaście rund, odnosząc jednogłośną wygraną na punkty. Na taki przebieg pojedynku złożyło się kilka czynników, a jednym z nich zapewne był fakt, że myśli "Babyface’a" krążyły także wokół jej żony, która w każdym momencie mogła zacząć poród. Z tego też powodu, by swojej ukochanej oszczędzić nerwów, pięściarz chciał w kilka rund rozprawić się z Arreolą. Jednak przekonał się na własnej skórze, że w boksie - i szerzej w całym sporcie - takie myślenie oraz nastawienie bywa zgubne. Na szczęście ta batalia jest już za Polakiem, a przed nim - najpewniej do końca przyszłego roku - upragniona walka o tytuł mistrza świata. Podstawowy warunek to do tego czasu nie przegrać, bowiem w planie są jeszcze dwa inne pojedynki. Ukoronowaniem może być starcie o tytuł mistrza świata federacji WBC, który obecnie należy do Amerykanina Deontaya Wildera. Okazuje się, że pochodzący z Konarzyc koło Łomży Kownacki już próbuje oswoić się z efektownym trofeum, choć na razie w wersji mini. Na zdjęciu, podanym dalej na oficjalnym profilu w mediach społecznościowych przez mieszkającego na Brooklynie rodaka, widać miniaturowy pas, owinięty wokół.... synka Kazimierza. Kownackiemu pozostaje życzyć, by w niedalekiej przyszłości mógł cieszyć wzrok i chełpić się właściwym pasem World Boxing Council, jednym z czterech najbardziej prestiżowych w świecie boksu. Art