14 kwietnia w Porsche Arena w Stuttgarcie Wałujew będzie miał jednak przeciwko sobie najtrudniejszego z dotychczasowych rywali, pięściarza, który w odróżnieniu od jego dotychczasowych przeciwników potrafi nokautować jednym ciosem. Faworytem - i to zdecydowanym - bukmacherów pozostaje jednak Wałujew, ale niżej podpisany będzie po cichu kibicował Szagajewowi. Choćby tylko dlatego, że jego przygoda z zawodowym boksem rozpoczęła się dokładnie dziesięć lat temu w Chicago - w biurze Boba O'Donnella na Western Avenue. Tego samego O'Donnella, który cztery lata wcześniej dał szansę Andrzejowi Gołocie. Rozmowa z ministrem od bawełny W sierpniu 1997 roku zadzwonił do mnie O'Donnell, pytając czy znam tłumacza języka rosyjskiego. - Mam bardzo ważną sprawę. Jak tylko kogoś znajdziesz, przyjeżdżaj - mówił O'Donnell, który promowanie pięściarzy traktował jako dodatek do podstawowego biznesu - obsługi automatów do gry i sprzedaży papierosów w kilkudziesięciu nocnych lokalach Wietrznego Miasta. Kilka godzin później byłem już tłumaczką w raczej skromnym biurze O'Donnella, zastając tam niewysokiego, bardzo skromnego chłopaka o śniadych rysach. - To jest Rusłan. Zrobimy z niego mistrza świata wagi ciężkiej - powiedział Bob. - Jaki Rusłan, jaka waga ciężka - on wygląda najwyżej na półciężką - odparłem. - On bije jak Tyson - uśmiechnął się O'Donnell. Kilkadziesiąt minut później byłem świadkiem chyba najdziwniejszej rozmowy telefonicznej między promotorem, a jednym z ministrów (podobno tym od bawełny) Uzbekistanu. Streszczając 20-minutowa rozmowę - O'Donnell zaproponował ministrowi, który przy okazji był szefem sportu i rządził połową kraju, 50 tysięcy dolarów za to, by zgodził się na przejście Rusłana na zawodowstwo. Odpowiedź ministra była krótka: - 50 tysięcy dolarów to ja mogę naszemu kochanemu Rusłankowi dawać tygodniowo z mojej kieszeni, by tylko rozsławiał dumny naród Uzbekistanu. On ma wygrać mistrzostwo świata i zdobyć złoty medal na olimpiadzie w Sydney. Proszę mu powiedzieć by natychmiast wracał do domu, albo rodzice zaczną mieć problemy. Dalej był tylko trzask odkładanej słuchawki. O'Donnell nie przejął się ministrem, 20-letni Rusłan dwa razy zawalczył w Chicago, wygrywając obie walki przez łatwy nokaut, rzeczywiście demonstrując szybkość i siłę ciosu porównywalną tylko z "Żelaznym". Pogróżka ministra musiała mu jednak zostać solidnie w głowie, bo zaraz po drugim zwycięstwie na zjawił się na treningu u Sama Colonny. Miesiąc później zobaczyłem go po raz trzeci - na mistrzostwach świata w Budapeszcie, kiedy stał się autorem do dziś największej niespodzianki w historii amatorskiego boksu pokonując wyraźnie na punkty, niezwyciężonego w swojej kategorii Kubańczyka Felixa Savona. Szagajew nigdy jako amator nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Przegrał łatwo z Savonem dwa lata później na mistrzostwach świata w Houston, nie zdobył żadnego medalu w Sydney, kończąc karierę wtedy już niewiele znaczącym tytułem mistrza świata w wadze superciężkiej w Belfaście. Rusłan kontra Nikołaj: duży i mały W odróżnieniu od kariery amatorskiej, której Nikołaj praktycznie nie posiada, kariera zawodowa Szagajewa i Wałujew przebiegała podobnie - jeden i drugi przez większość kariery walczyli z przeciwnikami, których nazwisk nie trzeba pamiętać. "Biały Tyson" wywalczył sobie prawo do wyjścia na ring przeciwko Wałujewowi, wygrywając z tym samym bokserem, z którym olbrzymi Rosjanin zdobył tytuł - Johnem Ruizem. Obaj zwyciężyli w kontrowersyjnych okolicznościach i obaj doskonale wiedzą, że w razie porażki nikt o nich za szybko nie usłyszy. 33-letni Wałujew powtarza, że dla niego tytuły mistrza świata są równie ważne jak zbliżenie się do rekordu Rocky Marciano (49-0), Szagajew twierdzi, że różnica wzrostu nie robi na nim wrażenia. - Savon też był wyższy ode mnie o kilkanaście centymetrów i potrafiłem z nim walczyć. Z Wałujewem będzie tak samo. Zawsze, jak Tyson, wolałem bić się z większymi od siebie rywalami. Łatwiej się przy nich poruszać, jest więcej miejsca na zadanie ciosu. Mój trener Michael Timm oglądał walki Wałujewa na żywo, ja z taśmy. Dwóch jego ostatnich rywali trafiało go pierwszych rundach kiedy tylko chcieli, ale żaden z nich nie miał mojej siły ciosu. - Przygotowałem się, jak zawsze. do walki 12-rundowej, ale jak Rosjanin pozwoli mi się trafiać, to dwanaście rund nie będzie potrzebnych. Na wszelki wypadek trenowałem z zawodnikami tak wysokimi jak Nikołaj. Nie biłem się z nimi tylko wzmacniałem mięśnie szyi, bo przez całą walkę będę musiał patrzeć w górę. Albo przynajmniej do czasu jak Wałujew padnie na ring - powiedział Szagajew. Dziesięć lat po pierwszym zawodowym występie, Biały Tyson ma szansę spełnić przepowiednię swojego pierwszego, już nieżyjącego promotora. Czy ją wykorzysta? Przemek Garczarczyk