Kanadyjczyk został zarejestrowany w klinice z poważnym odwodnieniem organizmu - efektem, jak przyznał jego trener Don House, zaniedbań podczas obozu przygotowawczego. - Dopóki lekarze mi tego nie powiedzieli, nie miałem pojęcia, jak poważna jest sprawa. Mogłem nawet umrzeć. Cieszę się, że tutaj jestem, że mogę chodzić i mówić. Dziękuję za to Bogu. Teraz liczy się dla mnie tylko to: zdrowie - stwierdził 36-latek. O samej walce z Wilderem Stiverne nie miał do powiedzenia nic, czego nie powiedział już wcześniej. - Nie mogłem robić tego, co chciałem. Gratuluję Wilderowi, zaliczył dobry występ. Mam nadzieję, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Na razie potrzebuję odpoczynku. Kilka tygodni, może miesiąc i znowu będę sobą - powiedział. Szkoleniowiec Kanadyjczyka zdradził tymczasem, że pod koniec mającego jednostronny przebieg pojedynku myślał nawet nad poddaniem swojego zawodnika. - Już około trzeciej czy czwartej rundy zauważyłem, że coś jest nie tak. W okolicach dziesiątej rozważałem przerwanie walki, ale Bermane chciał walczyć. Nie zobaczyliście prawdziwego Stiverne'a, tylko jego 10, może 15 procent - oznajmił.