37-letni Haye (28-4, 26 KO) i młodszy o dwa lata Bellew (30-2-1, 20 KO) po raz pierwszy starli się w marcu ubiegłego roku. Debiutujący w wadze ciężkiej Bellew wygrał tamtą walkę przed czasem. Do rewanżu miało dojść już w grudniu, ale kontuzja Haye'a uniemożliwiła powtórny pojedynek Brytyjczyków. Doszło do niego niespełna pięć miesięcy później. Wcześniej kontuzji nabawił się też Bellew. Jako pierwszy w ringu pojawił się uśmiechnięty Haye. Wejście na ring Bellewa, przy odgłosie syren, nie wzbudziło entuzjazmu fanów. Słynny Michael Buffer przedstawił obu panów i się zaczęło. Pierwsza runda była dość spokojna, choć więcej ochoty do ataku wykazywał Bellew. Tuż przed gongiem zaatakował jednak starszy z pięściarzy, ale nikt nikogo nie zranił. W drugiej odsłonie aktywniejszy był Haye. Po jednym z jego ciosów rywal rozłożył ręce, sugerując, że nic mu się nie stało. Ręce rozłożył też Haye, jakby przyjmując do wiadomości, że nie uszkodził przeciwnika. W trzeciej rundzie doszło do kilku wymian, a przyspieszenie Bellewa pod koniec tego starcia sprawiło, że Haye dwukrotnie był liczony. Gong uratował go przed nieuchronną porażką. Wydawało się, że młodszy z bokserów dokończy dzieła w czwartej odsłonie, ale Haye jakimś cudem przetrwał, mimo że tuż przed gongiem otrzymał mocny sierpowy. W piątej rundzie Haye znów był na deskach po lewym sierpowym. Wstał, ale po chwili sędzia przerwał pojedynek. Udany rewanż Bellewa! Po walce gratulował mu sam Anthony Joshua. WS