Po ostatnim gongu wydawało się, że "Pac-Man" zrobił odrobinę więcej, by zwyciężyć, tymczasem trójka sędziów wskazała na Australijczyka - 113:115, 113:115 i 111:117. Szef stajni Top Rank zarzuca wielkiemu mistrzowi, że on i jego sztab po prostu zlekceważyli reprezentanta gospodarzy. - Z jego obozu co chwilę dobiegały głosy, że to tylko walka na przetarcie przed dużo większymi wyzwaniami - mówił Arum. - I tak to się kończy, gdy zawodnik jest zbyt pewny siebie, a do tego ma jeszcze głupków w drużynie, którzy co chwilę powtarzają, że Horn może wygrać tylko wtedy, jeśli Pacquiao potknie się i przewróci podczas wchodzenia do ringu. Oglądałem przecież wcześniej w akcji Horna i oczywiste było, że to będzie trudna przeprawa dla Manny'ego - stwierdził wieloletni promotor Filipińczyka. - Do rewanżu dojdzie tylko, jeśli taką decyzję podejmie Pacquiao, nie będę decydował za niego. Wynik pierwszej walki oczywiście mógł pójść w drugą stronę, ale wiele rund było bardzo ciasnych i trudnych do punktowania. Nie można tu mówić o żadnym przekręcie - zarzeka się po raz kolejny Arum.