Grupa sportowców, na czele z Arturem Szpilką, z bazy w Karpaczu w niedzielę wybrała się w Karkonosze, ale na Równi pod Śnieżką przegrali z zimową aurą. Na wysokości wiatr wzmógł się do tego stopnia, że dalsza wspinaczka byłaby obarczona gigantycznym ryzykiem. "Ekipa", jak relacjonował sam Szpilka, zatrzymała się w położonym na wysokości 1400 metrów n.p.m. schronisku "Dom Śląski", a jednym z towarzyszy wyprawy był... pies pięściarza. - Takiej akcji to jeszcze nie mieliśmy z Pumbusiem. Lecimy z ratownikiem w dół. Takiej pogody dawno nie widziałem. Pumba bał się strasznie, ale wie, że z "tatusiem" da radę - opowiadał Szpilka na nagraniu, które zamieścił na swoim profilu na Instagramie. Po nagłośnieniu całej akcji, która z uwagi na bezpieczeństwo pupila wymagała interwencji GOPR-u, "Szpilę" dosięgła potężna fala krytyki. Przy tej okazji znów wróciła dyskusja, by za tego typu interwencje ratowników, które wynikają z bezmyślności ludzi w górach, obciążać turystów kosztami akcji. W końcu sam "Szpila" postanowił opublikować osobną wiadomość, dołączając krótki filmik GOPR-u Karkonosze. Widać na nim, jak w skrajnie ciężkich warunkach, przy wietrze przekraczającym 100 km/h, turyści przeceniają swoje możliwości i wybierają się na szczyt Śnieżki. Bilans z jednego dnia? Ratownicy brali udział w dwóch akcjach oraz jednej wyprawie, łącznie ratowano 6 osób. - Jak widać nie tylko ja miałem problemy... Ciekawe czemu się o tym nie mówi... - zaczął "Szpila" na swoim koncie na Facebooku. - Co roku mnóstwo ludzi potrzebuje pomocy i nikt im beretu nie ryje. Mam prawo otrzymać wsparcie, jak każdy z Was... Nie jestem "ekspertem" (jak większość tutaj) od górskiego survivalu, każdy popełnia błędy... - napisał na Facebooku były pretendent to tytułu mistrza świata w wadze ciężkiej. Art