W czwartek, podczas konferencji prasowej w Szczecinie, promującej sobotnią galę z walką wieczoru Krzysztofa Zimnocha z Mikiem Mollo, zła krew już była stonowana. O ile jeszcze, podczas tradycyjnego ustawienia się twarzą w twarz i spojrzenia sobie w oczy, Amerykanin "przykleił" się do czoła Polaka i próbował wyprowadzić go z równowagi, o tyle za stołem zachowywał się przyzwoicie. - Wszystko to, co miałem powiedzieć, już wypowiedziałem, a teraz przemówią już tylko moje pięści w ringu - stwierdził pięściarz, który w swoich najlepszych latach walczył z Andrzejem Gołotą i potwornie dał się we znaki Polakowi. Walkę po 12 rundach wprawdzie wygrał "Andrew", ale kończył ten pojedynek z nieprawdopodobnie zapuchniętym lewym okiem, na które nic nie widział. Aż cud, że lekarz nie przerwał tej potyczki w trosce o zdrowie Gołoty, ale to Mollo po ostatnim gongu był na skraju wyczerpania. To wszystko już tylko wspomnienia... Rzeczywistość jest taka, że dzisiaj sportowiec z Chicago jest pięściarzem tylko na pół etatu. Jego podstawowym źródłem utrzymania jest praca fizyczna, polegająca na czyszczenia zbiorników wodnych na dużych wysokościach. Jednak nadal, poza naturalną siłą fizyczną, 37-letniego weterana cechuje krewki charakter. Jakby tego było mało, dodatkowym motywatorem Amerykanina, aby jeszcze raz odrzeć ze złudzeń Zimnocha, jest Artur Szpilka, który nazywa białostocczanina "konfidentem". Gdy dwa dni temu branżowy portal ringpolska.pl zamieścił na Twitterze rozmowę z Mikiem Mollo i opatrzył ją wulgarnym tytułem, będącym cytatem z wypowiedzi pięściarza, reakcja Szpilki była jednoznaczna. "Święta prawda" - skomentował najpopularniejszy polski pięściarz. AR