Przez dwie minuty "Szpila" szachował przeciwnika prawym prostym, a gdy trafił mocnym lewym sierpem na czoło, poszedł za ciosem i do końca pierwszej rundy obijał Amerykanina przy linach, lokując na jego żebrach kilka naprawdę mocnych haków. W drugim starciu prawa ręka niczym automat namierzała głowę przeciwnika, natomiast lewa wciąż obijała korpus. Polak wywierał coraz większy pressing i Quezada w trzeciej odsłonie praktycznie stał już tylko skulony za podwójną gardą, zbierając cięgi od naszego rodaka. Do czwartej rundy już nie wyszedł, co trochę zabrało Arturowi satysfakcję. Ale liczy się zwycięstwo w jubileuszowej, dwudziestej walce. Dla Artura występ w Chicago był drugim od momentu związania się menadżerskim kontraktem z potężnym Alem Haymonem oraz trenerem Ronnie Shieldsem. Do tej pory wszystko idzie po jego myśli, jednak na prawdziwy test przyjdzie jeszcze czas. Walka z Quezadą nim nie była.