Starcie zapowiadało się bardzo ciekawie, bo tym razem "Szpila" trafił na czterokrotnego pretendenta do tytułu mistrza świata wagi ciężkiej. McCline porównał Szpilkę do młodego byczka, który musi się jeszcze dużo uczyć i podkreślił, że jego promotorzy popełnili błąd w doborze przeciwnika. Po walce zmienił jednak zdanie i komplementował Polaka. Dla 23-letniego Szpilki był to najtrudniejszy, jak dotąd egzamin. Zdał go, odnosząc 12. zwycięstwo w 12. starciu w zawodowej karierze. Szpilka nie dał ponieść się emocjom. Długo trwało badanie sił, aż wreszcie prawy sierpowy "Szpili" trafił do celu. Zanim McCline otrząsnął się, na jego skroni wylądował kolejny mocny cios. W drugiej rundzie Szpilka nadal boksował defensywnie, starając się wciągać rywala do ataku i szukając okazji do kontry. Polak balansował tułowiem, ciągle zmieniał pozycję, utrudniając cięższemu o 21 kilogramów i wolniejszemu rywalowi wyprowadzenie czystego ciosu. W 4. rundzie Amerykanin wylądował na deskach, ale nie po ciosie rywala, tylko po nieudanym ataku. Walka wyrównała się i ciosy McCline częściej dochodziły do celu. Z powieki lewego oka Szpilki zaczęła cieknąć krew. W 6. rundzie "Szpila" przyjął potężny cios. W przerwie trener Fiodor Łapin krzyczał: "Nie rozdawaj prezentów!". Polak wrócił na ring i po chwili zebrał oklaski za lewy sierpowy, ale w końcówce 7. rundy McCline zamknął Szpilkę w narożniku i trafił potężnym prawym sierpowym i lewym na podbródek. - Prawy sierpowy poczułem. Wszędzie leciały mi gwiazdki. Prawdopodobnie złamał mi szczękę, bo puchnie - przyznał po walce "Szpila". Dziewiąta runda zdecydowanie dla "Szpili". Serią soczystych ciosów odebrał rywalowi ochotę do atakowania. W ostatniej odsłonie Amerykanin szukał swojej szansy, ale Szpilka popisywał się unikami, a sam groźnie kontratakował. Trzech sędziów nie miało wątpliwości - wygrał Polak.