Artur Gac, Interia: Umawialiśmy się na rozmowę po drzemce, a tymczasem ekspresowo oddzwaniasz. Artur Szpilka, były pięściarz, teraz zawodnik KSW: - Akurat wyszedłem na spacer, a dopiero jak z niego wrócę, wtedy pójdę spać. Skoro zaczynamy od piesków. Nieraz patrzę na twoje czułości oraz okazywaną miłość i myślę sobie, że oba mają u ciebie jak u pana Boga za piecem. - Przecież to są moje dzieci. Ja wiem, że dla wielu ludzi brzmi to dziwnie, a może nawet idiotycznie, ale ja naprawdę tak traktuje moje zwierzęta, a one tak samo podchodzą do mnie. Widzę i czuję, jaką mamy między sobą więź. Dbam o nich, może do przesady, ale nie mam jeszcze dzieci i nie wiem, jak wtedy by to wyglądało, ale na tę chwilę to Cycusia i Pumbę traktuję w tych kategoriach. I chcę dla nich jak najlepiej. Widzisz, wracam z ciężkiego treningu, bo mam teraz najgorszy, to znaczy najcięższy etap przygotowań, zresztą chyba słyszysz to po moim zmęczonym głosie. I dlatego najpierw poprosiłem cię, byś zadzwonił do mnie za dwie godziny, ale uznałem, że od razu wyjdę z pieskami. A dopiero po spacerku pójdę spać, żeby zregenerować się przed następnym, wieczornym treningiem. Pieski zawsze na mnie czekają i tylko patrzą, aż pójdziemy poza dom. Mimo całej swojej mądrości akurat tego nie rozumieją, że tatuś ma na tyle ciężkie treningi, że od razu mógłby nie chcieć pójść z nimi na spacer (uśmiech). Tak je przyzwyczaiłem i nie chciałbym tego zmieniać. Ale powiem ci, że i tak mam super. W jakim sensie? - Bo mam przy sobie "Kosteczkę" (Tomasza Miękinę, trenera od motoryki i witaminowych mikstur - przyp. AG) i na przykład dzisiaj (w czwartek - przyp.) bierze Pumbę, jak to mówimy, na rower. Cycuś ma już 10 lat i jemu wystarczy zwykły spacer, ale Pumba byłby niezadowolony. On musi się solidnie wybiegać, dlatego trzy razy w tygodniu tak z nim jeździmy. A kiedy z kolei "Kostka" idzie na basen, jako swój drugi trening, wtedy ja wsiadam na rower i ruszam z Pumbą. Te relacje z "Kosteczką" również są niesamowite. - Powiem ci, że znamy się już kopę lat. Tak naprawdę nasza znajomość zaczęła się, gdy miałem 13-14 lat. "Kostka" jest przecież z Grajowa, pod Wieliczką. Nawet nie wiedziałem, że jest z tych stron. - No tak, a dopiero dużo więcej dowiesz się z książki, którą napiszemy. W niej przeczytasz, jak zaczęła się nasza "przygoda". Mogę zdradzić, że zaczęliśmy od złej strony, ale każdy z nas wyszedł na ludzi, co także jest fajne. Będzie naprawdę ciekawa lektura. To twoje wyjście na ludzi zawsze przywołuje w mej pamięci słowa majora Zbigniewa Łataka, wówczas zastępcy dyrektora Zakładu Karnego w Tarnowie, gdy w 2010 roku byłem u ciebie na widzeniu, by napisać reportaż. - Na obecnym etapie pobytu w jednostce penitencjarnej nie ma owoców resocjalizacji pana Szpilki, bo jego myślenie się nie zmienia - mówił do mnie. Swoją drogą ciekawe, jak dzisiaj pan major patrzy na to, jak potoczyło się twoje życie. - Ja ci powiem szczerze, że mnie to za bardzo nie interesuje. Mam tu na myśli opinię tych ludzi, którzy dla mnie nie mają żadnego znaczenia. Wiadomo, że zawsze fajnie jest o sobie usłyszeć dobrze niż źle, ale staram się do tego podchodzić z dystansem. Gdyby takie słowa miały na mnie wpływ, wówczas nie byłoby dobrze. Już dawno przestałem przejmować się opiniami, zwłaszcza że formułuje je mnóstwo osób. Skąd ja mam wiedzieć, jakie kto ma intencje? Wiem już, że ile ludzi, tyle opinii. Nigdy nie zabiegałem, aby ktoś zmienił o mnie zdanie, ale kto ma wiedzieć, gdzie byłem kiedyś, a gdzie dzisiaj, ten to wszystko wie. Ja sam widzę w swoim życie dużą różnicę, przeszedłem długą drogę. W jej trakcie wiele rzeczy zmieniłem, podobnie jak swoje przekonania z młodych lat. Dziś na mnóstwo spraw patrzę inaczej niż kiedyś. I to jest dla mnie najbardziej wartościowe. Słuchaj Artur, gdybym ja miał wszystkim dogodzić... Kiedyś w jednej z książek przeczytałem fajny tekst, który brzmiał tak, że ludzie szczęśliwi w większości nie są lubiani. A dlaczego? Bo żeby do tego dojść musisz mieć cele, iść swoją drogą i poświęcić się temu w stu procentach. A jeśli to wszystko robisz, to wiadomo, że wtedy trudno też dbać o relacje z innymi. Nie mówię, że z wszystkimi, ale jednak w naszym życiu też musimy być troszkę samolubni. A patrzę na to przez pryzmat sportowca. Nie da się wyjść wieczorem ze znajomymi na piwo czy w innym celu. To już nie te czasy. Poza tym, słuchaj, ja mam teraz 35 lat, więc regeneracja organizmu już nie jest taka, jak była za młodu. Kiedyś, jako młody chłopak, potrafiłem nie spać całą noc, a rano kimnąłem się dwie godziny, po czym poszedłem na trening i zrobiłem mocne zajęcia. A dzisiaj, stary, gdybym się nie wyspał, to nie ma szans, żebym zrobił solidny trening. Raz to kwestia wieku, a dwa urazów, które przez lata pojawiły się w moim życiu. Przecież ja przeszedłem już jedenaście, czy dwanaście operacji pod pełną narkozą, więc sport niewątpliwie odcisnął na mnie piętno. Ale, jak podkreślam, jest nierozłączną częścią mojego życia, którą kocham. I nie wyobrażam sobie, by robić wyłącznie rzeczy poza sportem. Uważam, że nie byłbym wówczas człowiekiem w tym stopniu szczęśliwym, co teraz. Sport daje mi adrenalinę i radość, a ilość wytwarzanych endorfin powoduje, że chce mi się żyć. Tomasz Adamek mówi o "dożywotniej sankcji" dla Polaka. Kontra Leszka Jankowiaka, w tle śmierć pięściarza W momencie, gdy zaczynasz przygotowania i reżim przed walką, wówczas "Kostka" mieszka u ciebie i cały czas jesteście razem? - Tak jest, dokładnie tak to wygląda. Przed najbliższą walką jest u mnie już od dwóch miesięcy. Jako trener współpracuje z Jakubem Chyckim, fachowcem od przygotowania fizycznego. Czyli dr Chycki ustala co mamy robić, "Kostuś" wdraża wszystkie zalecenia, a mnie pozostaje już tylko, bez zastanawiania się, wykonywać wszystkie ćwiczenia. Do tego ma energię, której nie da się kupić, ani wytrenować. Coś takiego masz w sobie albo nie masz. Sam pewnie masz osoby w rodzinie, z którymi uwielbiasz przebywać, ale również takie, z którymi ciężko ci wytrzymać choćby jeden dzień. A co dopiero z kimś takim mieszkać! U mnie "Kostka" należy do tej pierwszej kategorii, po prostu go uwielbiam, bo doskonale się uzupełniamy. On zawsze dba o rozciąganie i rozwałkowywanie mięśni przed treningiem. U niego to jest taki must-have. Poza tym codziennie medytujemy, dba również o to, dzięki czemu o pewnych elementach w ogóle nawet nie muszę myśleć. Widać także, co pokazujesz u siebie w mediach społecznościowych, że jest specem jeśli chodzi o różne naturalne mikstury. - Jeśli dobrze pamiętam, a sam mi to opowiadał, to od kilku lat w żaden dzień nie opuścił ani jednej mikstury. Codziennie wieczorem, zanim się kładziemy, ściera imbir i dodaje różne naturalne witaminy, a nawet przygotowuje naturalne antybiotyki. Taki "wariat", oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uważam, że naprawdę trzeba być pozytywnie zakręconym, żeby w tej kwestii być aż takim perfekcjonistą. Jeszcze coś ci zdradzę. A propos "Kostka"? - Tak. Kiedyś był jednym z najlepszych piłkarzy wśród swoich rówieśników, zresztą możesz zapytać ludzi, których pewnie znasz z Górnika Wieliczka. Miał wielki talent do piłki, ale poszedł w drugą stronę, w miasto. Dlatego uważam, choć jest to tylko moje wrażenie, że dzisiaj chciałby nadrobić to, co stracił. Aczkolwiek mnie to bardzo pasuje, bo wiem, że w sportach walki nie ma drogi na skróty. Jeśli ty coś odpuścisz na sali treningowej, to zapłacisz za to cenę, bo rywal ci nie odpuści w klatce lub w ringu. Tutaj nie ma miejsca na takie błędy, jak te wynikające z lenistwa lub bylejakości. Można zatem powiedzieć, że zeszliście się w idealnym momencie. Ty - zawodnik po przejściach, już bardzo doświadczony, znający swój organizm i wiedzący, czego najbardziej potrzebuje. A z drugiej strony taki "pozytywny wariat", nadrabiający dzisiaj to co za młodu roztrwonił. - Ja ci powiem więcej, choć tak naprawdę wszystko przedstawię w książce, dlatego tak bardzo zachęcam do jej lektury. Myśmy nie rozmawiali... Ba, w ogóle nie odzywaliśmy się do siebie przez trzynaście lat. I po tylu latach jesteśmy jak bracia. Ja mówię, że to pan Bóg znów nakierował na siebie nasze drogi życia. Wyobrażasz sobie taki szmat czasu, a teraz taką relację? Nie odzywaliście się, bo się poróżniliście? - Tak, poróżniliśmy się. Czekaj, bo książka wszystko przedstawi (uśmiech). Naprawdę będzie bardzo ciekawa, opowiem w niej całe swoje życie. Bardzo się tym jaram, ale także "Kosti", bo sądzę, że moja opowieść może być dobrym drogowskazem dla innych. Jednak póki co mam walkę z Arkiem Wrzoskiem i tylko na niej się skupiam. To jest dla mnie ogromne wyzwanie. Tym bardziej, że dopiero jakiś czas szkolę się w MMA, widzę jakie mam braki i ograniczenia ze względu na to, że przez całe życie uprawiałem boks. Są tego zalety, ale także duże minusy. A tutaj staję naprzeciwko zawodnika, który bądź co bądź cały czas walczył i rękami, i nogami. To czyni dużą przewagę na jego korzyść, dlatego robię wszystko, by na 11 maja przygotować się na najlepszą wersję Arka Wrzoska. A jednocześnie być swoją najlepszą wersją. Niesamowicie kręci mnie ta walka. Ja sam, gdy myślę o tej walce, czuje spore emocje. A na ile cię znam, jestem w stanie sobie wyobrazić, że z każdym dniem jesteś coraz bardziej pozytywnie nakręcony. - To prawda, nie będę kłamał, że jest inaczej. Ale to także ma swoje plusy, jak i minusy. Oczywiście na swój sposób jest to pozytywne, ale równolegle wzrastają także te drugie emocje. To znaczy, im bliżej walki, tym większe będą też nerwy. Aczkolwiek staram się, aby dominowała radość, choć jestem już za stary, żeby podniecać się tak, jak za małolata. Ja już troszkę w życiu przeżyłem, dlatego do sportu, jako MMA, które uprawiam od niedawna, podchodzę jak do przygody. Ale przygody, którą zaczynam bardzo lubić. W jakimś sensie już utożsamiam się z MMA, choć wiadomo, że do pełnoprawnego i wielowymiarowego wojownika w klatce czeka mnie jeszcze bardzo daleka droga. Wiesz, staję naprzeciwko mistrza świata w kickboxingu, zawodnika który naprawdę kopie jak koń, więc będę miał okazję wznieść swoje MMA ma jeszcze wyższy poziom, aby wygrać. Przed chwilą powiedziałeś kapitalną rzecz, której nigdy nie powiedziałby młody Artur Szpilka, czyli przyznałeś, że równolegle z pozytywnymi emocjami będą narastały także nerwy. Ta wypowiedź koresponduje mi ze świeżymi słowami Mike’a Tysona, który w wieku 58 lat wejdzie do ringu. I w rozmowie z Fox News przyznał przed starciem z Jackiem Paulem, Youtuberem i coraz lepszym pięściarzem, że w tej chwili śmiertelnie się boi. Dalej przekuwa to w narrację, że właśnie takie emocje, jak nerwowość, zawsze katapultowały go do sukcesów, bo jeśli czegoś się bał, zawsze to robił. Jest to świadectwo, że nawet taki gigant boksu, uważany za jednego z największych w dziejach, nosił w sobie też napięcia i niepokoje. - Zgadzam się z tym w stu procentach. Mike Tyson to też świetny przykład, legenda boksu, a dziś starszy mężczyzna, który docenia to, czego nie doceniał kiedyś. A przede wszystkim rozumie rzeczy, których kiedyś nie brał pod uwagę. Zebrał mnóstwo doświadczenia, przejechał się na samym sobie, ale także na ludziach, których miał wokół siebie. I teraz patrzy na to wszystko z zupełnie innej perspektywy, mówiąc o kwestiach, które kiedyś trzymał głęboko w sobie. A odnośnie już samej walki Tysona z Paulem, to jestem przekonany, że wszystko jest robione pod tego młodego faceta. I to on najlepiej wie, po co jest mu potrzebna walka z Mikiem Tysonem. Abstrahując od wieku Tysona, jeśli wygra z kimś takim, jaki Mike, to trochę zmienia się optyka na tego zawodnika. Mnóstwo ludzi zacznie wychwalać Paula, jego notowania mocno poszybują i o to tak naprawdę mu chodzi. O, "Kosteczka" właśnie przyjechał ("Kosti, rozmawiam z Arturem Gacem i opowiedziałem mu pokrótce o naszych przygodach" - przerwał sobie "Szpila"). - Artur, to był jeden z najlepszych piłkarzy młodego pokolenia. Niestety swój talent zmarnował i teraz wyżywa się na mnie (obaj buchnęli śmiechem). Najpierw demolka na Adamie Kownackim, a teraz taki komunikat. Kacper Meyna już zna termin Pozazdrościć takiej relacji, która ewoluowała w tak pozytywną stronę. - No mówię ci, niesamowicie pozytywną. Człowiek musi się na czymś sparzyć, musi się nauczyć na błędach... Wspomniałem już Boga, naprawdę wierzę, że nad nami czuwa. Spotkaliście się po takim czasie i jesteśmy razem od mojej pierwszej walki w MMA. Teraz "Kostuś" poszedł do spowiedzi absolutnej, czyli wyznał grzechy z całego swojego życia. Ja byłem na takiej spowiedzi rok temu. To też inicjatywa naszego wspólnego trenera, Jarosława Rogali. W trójkę jesteśmy teraz wyspowiadani ze wszystkiego i jest nam bardzo fajnie. Ty uczyniłeś to w ubiegłym roku po długich latach niechodzenia do spowiedzi? - Do spowiedzi chodziłem, ale na takiej generalnej nie byłem nigdy. Czyli wcześniej grzechy niby wymieniałeś, ale nigdy... - Tak, nigdy nie wyznawałem tych najgorszych. I poczułeś coś szczególnego? Jest to chwila wyjątkowego doznania? - Tak, tak. Ja wyleciałem z tego kościoła. Naprawdę ci mówię, wyspowiadałem się z wszystkiego i wybiegłem. Możesz zapytać "Kostki", bo był tego świadkiem. Nagle z radości zacząłem... Nie no, tego nie da się opisać. Łezki w oku ci się zakręciły? - Jasne, że tak. Wiesz co jest najpiękniejsze w życiu? Gdy dochodzisz do takiego momentu, w którym zaczynasz doceniać wiele rzeczy, patrzysz zupełnie inaczej na pewne wydarzenia, do niektórych wracasz pamięcią. Wiesz, że nie mogę oglądać starych wywiadów ze sobą? Jak czasem coś mi wyskoczy z okresu, gdy wyszedłem z "puchy", to mówię do siebie: "co to za idiota, co to za idiota?". Ojej, naprawdę tak na to patrzę. Ale musiałem dorosnąć, zrozumieć i zobaczyć wiele odcieni życia. Gdybym został w Wieliczce i nie wyjechał, to pewnie dalej byłbym tym Arturem, którego znaliście. A dzięki temu, że tak wiele zobaczyłem, między innymi wyjechałem do Ameryki, to kompletnie zmieniłem ogląd na mnóstwo spraw. Jak to się mówi, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Oczywiście nadal mam kontakt z niektórymi przyjaciółmi z Wieliczki i wciąż poszedłbym za nimi, ale już inaczej niż kiedyś, bo zrozumiałem, że życie nie na tym polega, żeby się lać o byle co. Wróćmy na koniec do walki z Arkadiuszem Wrzoskiem, którego bardzo cenisz. Niewątpliwie czeka cię największe wyzwanie w klatce KSW. - Bez dwóch zdań, w klatce to będzie mój najtrudniejszy rywal. Niepokonany, nieco młodszy ode mnie... Uważam, że tego wieczora w klatce coś fajnego będzie się działo. Nie ukrywajmy, szykuje się mega ciekawa walka. Cieszę się z tego, a także z faktu, że nasz pojedynek będzie miał ekscytujący wydźwięk dla kibiców, bo tak naprawdę dla nich walczymy. Arka bardzo lubię, prywatnie się znamy, jest to mój kolega, ale wiadomo, że koleżeństwo skończy się z chwilą, gdy będziemy wchodzić do klatki. Tam już nie będzie relacji, tym bardziej że jesteśmy jeszcze na tyle młodzi, że każdy z nas cały czas ma w sobie ogień rywalizacji sportowej. Obaj mamy wobec siebie oczekiwania, więc naturalnie jeden i drugi ma coś do zyskania. Jeśli ja wygram z Arkiem, to sporo urosnę jako zawodnik MMA. A gdyby wygrał Arek, wówczas zyskałby w przestrzeni medialnej, ale również podniesie swoją pozycję sportową, w końcu zmierzy się dwóch niepokonanych zawodników. Rozmawiał Artur Gac