Na lotnisku, mimo później pory, czekali na "Szpilę" dziennikarze branżowych portali bokserskich, którym ubiegłoroczny pretendent do mistrzostwa świata w wadze ciężkiej udzielił długiego wywiadu. Szpilka opowiadał o swoich planach, którymi kilka dni temu w obszernej rozmowie podzielił się także z czytelnikami Interii. Ponadto zabrał głos na temat swojego potencjalnego rywala Adama Kownackiego, nadziei polskich kibiców Izu Ugonoha, swojego niedoszłego przeciwnika Krzysztofa Zimnocha, ale najciekawiej prawił o perypetiach Andrzeja Wawrzyka. Krakowianin niespełna dwa tygodnie temu został przyłapany na dopingu, przestarzałym sterydzie anabolicznym stanozololu, z czego nie może się pozbierać. Jeśli Wawrzyk chce pozostać w grupie Sferis KnockOut Promotions i nadal trenować pod skrzydłami Fiodora Łapina, musi dowieść, że zabroniona substancja zanieczyściła odżywki, po które sięgał na własną rękę. Innymi słowy Wawrzyk musi udowodnić, że doping znalazł się w jego organizmie nieświadomie. W przeciwnym razie, jeżeli bokser nie uwiarygodni swojej wersji wydarzeń, będzie musiał rozstać się z największą w naszym kraju grupą zawodową i w wieku 29 lat najpewniej zdecyduje się zakończyć karierę. - Codziennie rozmawiamy. Andrzej to mój najlepszy przyjaciel, znamy się od dziecka. To straszna sytuacja. Ja w to (doping - przyp.) nie wierzę. Naprawdę wam mówię, znam tego człowieka. Musiałby być głupi, żeby wziąć i mi o tym nie powiedzieć - powiedział Szpilka. Jednak, w tym samym zdaniu, "Szpila" powiedział coś, co podkopuje jego wiarygodność. - Chociaż, nawet gdyby Andrzej mi powiedział, że wziął, to w życiu bym tego wam nie powiedział. To chyba logiczne, nikt się nie łudzi. Ale tu, w moich oczach, jest szczerość. Znam Andrzeja i wiem, że on tego nie wziął - stwierdził pięściarz z Wieliczki. Szpilka ubolewa, że pożywkę z dramatu Wawrzyka mają internetowi komentatorzy, zwłaszcza ci najbardziej zapalczywi, którzy nie posiadają żadnych hamulców. - Wiem, dlaczego tak to przeżywa i jest załamany, bo nagle całe jego życie runęło. Nie dość tego, te ku*** w internecie mają swoje pięć minut popisu i gadają rzeczy niestworzone... Ten internet to jest przekleństwo, bo daje możliwości zwykłym gnidom, które mogą coś powiedzieć pod przykrywką. To taki świat, w którym człowiek słaby psychicznie, może ciężko skończyć. Andrzej sobie poradzi, ale on zawsze patrzy na dzieci, żonę... - zasmucił się przyjaciel. Po chwili "Szpili" wrócił humor, gdy przypomniał sobie, że Wawrzyk nigdy nie miał obsesji nad zbudowaniem sylwetki Adonisa, w czym niewątpliwie pomaga wspomniany stanozolol, znany też pod nazwą winstrol. - Byłem z Andrzejem tyle razy na obozach. Gdy walczył bodajże z Denisem Bachtowem (w czerwcu 2012 roku - przyp.), to na śniadanie zjadł paróweczki z keczupem. Andrzej zawsze był zawodnikiem, dla którego boks był odskocznią od rzeczywistości. Nie wierzę, by był taki głupi, aby sięgnąć po winstrol, tym bardziej przed walką o mistrzostwo świata, gdy wiedział, że są testy antydopingowe. Poza tym Jędrek nawet po odżywki nie sięgał regularnie, raz wziął, a później przez tydzień nie brał - podkreślił Szpilka, by na koniec nieopatrznie pokusił się o jeszcze jedną "ciekawostkę", którą z pewnością nie przysłużył się reputacji Wawrzyka. - Gdyby Andrzejowi wyszedł alkohol, to pierwszy bym zapytał: "ile wypiłeś?", bo wiem, że Andrzej to lubi.