Artur Gac, Interia: Jak u ciebie ze zdrowiem? Artur Szpilka, zawodnik MMA, były pięściarz: - Odpukać, na razie wszystko jest coraz lepiej. Po gronkowcu miałem jeszcze komplikacje, trochę mnie bolało. Ale na szczęście wszystko wraca do normy. Byłem w Szczecinie na badaniach, jeszcze ostrzyknęli mi Achillesa, prześwietlili i sprawdzili wszystkie parametry. Przecież, gdy byłem w szpilalu, niemal otarłem się o sepsę, zresztą ci opowiadałem. No więc jeszcze trzeba dmuchać i chuchać na wszystko. - Dlatego cieszę się, że walczę w następnym roku. Do końca jeszcze nie wiem, kiedy, pewnie marzec, kwiecień, a może maj. Dla mnie to nie robi najmniejszej różnicy, a nawet fajnie, bo w pełni się odbuduję. Miejmy nadzieję, że sytuacja na świecie też będzie się normowała, wojna za naszą granicą będzie wygasać, nie będzie powodzi i innych kataklizmów. Patrz, co się dzieje. Masakra. Nagrania z polskich miejscowości, tam gdzie powoli schodzi woda, to też obraz jak po wojnie. - Jak patrzę na to wszystko, to brakuje mi słów. Dziękujmy Bogu i cieszmy się z małych rzeczy, których często nie zauważamy, a tu mamy dowód, że w jednej chwili może przyjść kataklizm, który zabiera wszystko. Zbierasz na coś całe życie, dorabiasz się, a tu nagle wszystko znika. Nawet nie chcę sobie myśleć, co teraz czują ci ludzie. To jest bardzo przykre. Najważniejsze, to w pierwszej kolejności uratować życie i zdrowie. Ale faktycznie, można załamać ręce. - Niestety, Arturo, tak jest. I powiem ci, że w takich momentach życia człowiek zdaje sobie sprawę, jak bardzo trzeba doceniać to wszystko, co normalnie bierzemy za oczywistość, czyli cieszyć się, jak jest zdrowie i ma się gdzie mieszkać. Im jestem starszy, tym bardziej przeżywam ludzkie tragedie. Może dlatego, że sam wiem, jak ciężko przeżywałem te zdarzenia, które były dla mnie znaczące. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co musi czuć człowiek, który całe życie zbierał na coś, wreszcie to sobie kupił, a tu w jednej chwili wszystko zabrał mu żywioł. Nie, nie, to jest ponad moje wyobrażenie. Mówimy oczywiście o ludziach, ale popatrz dalej, są zwierzęta, przywiązane przy domach. Niektórzy ludzie nie mają serca, jak można wiązać psa przy budzie? I jak on teraz ma się uratować? Widziałem filmiki z tych zalanych miejsc, a na tle krzywdy zwierząt jestem bardzo wyczulony, bo kocham pieski. Zresztą dobrze wiesz, że mam dwa, które kocham najmocniej na świecie. To jest straszne, że ludzie nadal w ten sposób je trzymają. Widziałem te filmiki i nie mogłem na to patrzeć. - Nie wiem, czy też tak masz, ale u mnie dzieje się tak, że im jestem starszy, tym bardziej ściska mnie za serce. Wiem też, że moja podróż coraz bardziej się skraca niż wydłuża, na co kiedyś nie zwracałem uwagi. Ach, powiem ci, kurcze, kochajmy ludzi! Naprawdę kochajmy ludzi, bo to wszystko tak szybko mija, że w głowie się nie mieści. Ty się w takim stopniu zmieniłeś, że ja nawet teraz tylko utwierdzam się w przekonaniu, iż dzisiaj już nie nadajesz się do sportu. Ciebie napędzało to, że chciałeś komuś zrobić krzywdę w ringu, a dzisiaj jesteś emocjonalny, sentymentalny... - W jakimś sensie się z tobą zgodzę. Faktycznie bardziej przeżywam różne rzeczy, ale sport jest po prostu nieodłączną częścią mojego życia. Kocham to robić, stoczę jeszcze parę walk, ile Bóg da, ale... Tak, jak mówisz, ja teraz patrzę na takie rzeczy, które kiedyś były mi obce. Wydawało mi się, że w życiu nie porozmawiałbym z pewnymi osobami, a dziś siadamy i normalnie wymieniamy swoje poglądy. Masz rację, sporty walki są takie, że musisz wchodzić do ringu czy klatki i robić swoje, bez uczuć, a tu gdy zaczynasz coś odczuwać... Dobrze to rozkminiłeś, bo powiem ci, że mam ostatnio coś takiego. Patrzę na te moje pieski, Kostkę, który jest u mnie w teamie. No, inaczej człowiek podchodzi. Jak zapatrujesz się na ogłoszoną walkę wieczoru jubileuszowej, setnej gali KSW, pomiędzy Mamedem Chalidowem, a Adrianem Bartosińskim? Bo mnie się wydaje, że zestawianie 44-letniej legendy, która także musi zacząć przegrywać z czasem, co pokazała walka z Tomaszem Adamkiem... - Od razu wejdę ci w słowo, bo ja mam na to zupełnie inną optykę. Przede wszystkim Bartosiński jest jeszcze młody, panujący, od iluś tam walk niepokonany, ale do niego wyjdzie Mamed, czyli legenda. Nie porównujmy walki Mameda z Tomkiem Adamkiem, bo tam całą płaszczyzną był boks. A u Mameda królestwem jest parter. Ja jestem przekonany, że to będzie niezwykle emocjonująca walka. Zawsze jak Mamed wchodzi do klatki, są emocje. Znam go już trochę czasu, wiem jakim jestem perfekcjonistą i da z siebie wszystko. Jeśli mam być z tobą szczery, to wierzę głęboko i wydaje mi się, że jeszcze raz zdobędzie pas mistrza. Po czym może stoczy sobie jeszcze jakąś walkę pożegnalną, kończąc na swoich warunkach, jako mistrz. Poważnie myślisz, że jeszcze stać go na pas? - Oczywiście, że tak. Nie mówię tego dlatego, że bardzo go lubię i się przyjaźnimy, bo Bartosińskiego też lubię, to fajny gość, ale uważam, że jeśli ma ktoś jeszcze namieszać w mieszanych sportach walki, to właśnie Mamed Chalidow. On jest nieszablonowy, niekonwencjonalny, nieprzewidywalny. Jest to zawodnik, którego wielokrotnie podglądałem z boku, na sparingach i na walce. Jest to gość, który w tym miejscu, do którego doszedł, nie znalazł się przez przypadek. Ale nie uważasz jednak, że przychodzi... - Nie uważam Artur, nie uważam. W boksie tak, ale nie w dyscyplinie, którą ma we krwi. Mamed się prowadzi, jest człowiekiem, który w ogóle nie pije alkoholu. On zupełnie inaczej wiedzie swoje życie i jest na innym etapie fizycznym niż inni 40-kilku latkowie. W ogóle nie patrzyłbym na jego metrykę, przecież sam dobrze wiesz, że jeśli coś dla kogoś jest stylem życia, to wchodzi na zupełnie inny poziom. Ja z Mamedem często rozmawiam, widzę jak postępuje, co robi pomiędzy walkami. Przecież on cały czas trenuje. Tak bardzo mi tym imponuje! On i Michał Materla. To są dwie osoby, z którymi znam się już trochę czasu. Uważam, że nie ma większych "świrów" pod względem treningów, to jest piękne. Moim zdaniem tacy zawodnicy w sportach walki, jak oni, to gatunek wymierający. Takich ludzi już nie będzie i pomijam tutaj skalę emocji i zainteresowania, które gwarantowali i generowali. Mam na myśli etykę pracy. Siebie też zaliczam do tej grupy, ale uważam, że poza treningami nie postępuję aż tak etycznie, jak oni. Ja sobie na trochę pozwalam, przez chwilę idę w drugą stronę, natomiast oni są pod tym względem "dinozaurami", których już nigdy nie będzie. Mnie się po prostu wydaje, że przychodzi taki moment, w którym legenda zderza się z młodszym o 15 lat "koniem", który jest w swoim fizycznym uderzeniu. Wówczas nawet supertechniki i wybitne wyszkolenie może nie wystarczyć. - Jeszcze raz ci mówię, że ja przystaję przy swoim. I proszę nawet tak nie mówić (uśmiech). Uważam, że rutyna i doświadczenie, które ma Mamed, plus jego "oko" nadal jest bardzo niebezpieczne. Dla mnie faworytem jest Mamed, bo wiem, w jaki sposób się przygotowuje. Wiesz, czym mi najbardziej imponują ludzie wyznający islam? Tym, że żadna z tych osób, które znam, nie pije alkoholu. Nic, zero. A zobacz, ile u nas tych wszystkich "pijoków" i żuli. To jest takie tragiczne, że głowa mała. Uważam, że bardzo ważna jest nie tylko etyka pracy, ale również cały ten styl życia, który właśnie ma Mamed. A do tego przecież on w tym swoim MMA czuje się jak ryba w wodzie. Przypomnij sobie ostatnią walkę ze Scottem Askhamem, gdy rywal próbował założył mu dźwignię na kolano, a on siedział i się uśmiechał. Żeby być takim "kotem", musisz to wszystko wypracować, bo na przykład ja mógłbym być w panice, jako że to dla mnie nowa sytuacja i próbowałbym się szarpać. Jestem w stu procentach pewny, że dostaniemy świetną walkę, a ja mówię wam szczerze: Mamed Chalidow! Rozmawiał: Artur Gac