31 lipca 2009 roku, Seminole Hard Rock Hotel na Florydzie. Trwa podrzędna gala zawodowego boksu. Padają ciosy, leje się krew. Uwaga siedzącej w pierwszych rzędach publiczności koncentruje się jednak nie na tym, co dzieje się w ringu, ale na zawadiacko przechadzającym się w jego okolicach 20-latku. Wśród zainteresowanych chłopakiem gapiów są znani pięściarze: Glen Johnson i Randall Bailey. - Kim jest ten chłopak? - pytają Andrzeja Wasilewskiego, promotora "Szpili". - "Endrju", zobacz - mówi Leon Margules z Warriors Boxing Promotions, wskazując na krnąbrnego chłopaka - wiesz, że ubóstwiam Krzysia Włodarczyka jak własnego syna, jestem jego współpromotorem, ale gdyby to on chodził wokół ringu, nikt by na niego nie zwrócił uwagi. Tylko spójrz na niego! - emocjonuje się doświadczony amerykański promotor, obserwując prowokacyjnie zachowującego się i tryskającego pewnością siebie Artura... Dla Szpilki walka na Florydzie była debiutem na amerykańskim ringu. 20-latek z Wieliczki zrobił swoje i w pierwszej rundzie znokautował Jeremy’ego Maya. Od ulicznego zabijaki po nadzieję olimpijską... - To zawsze był taki mały łobuz. Odkąd pamiętam, bił się po kątach. Sprawiał problemy wychowawcze - wspomina Jolanta Ziemiecka, mama Artura. Chłopak miał niespożyte pokłady energii. Grał w koszykówkę i piłkę nożną. Trenował też karate. Marzył o tym, żeby zostać bokserem. Postawił na swoim i trafił do Górnika Wieliczka. - Kiedy pierwszy raz przyszedł na trening, miał może 12-13 lat. Zaliczył parę zajęć i słuch o nim zaginął - wspomina pierwszy trener "Szpili", Władysław Ćwierz. Artur to zapalony kibic Wisły Kraków. Nie ukrywa, że wielokrotnie bił się za swój klub. Prowadził nawet zeszyt, w którym na bieżąco aktualizował bilans ulicznych walk. Jedną z nich chciał stoczyć przed szkołą, kiedy po dłuższej przerwie ponownie spotkał się z trenerem. Tak całe zajście wspomina trener Ćwierz: - Chłopcy grali w piłkę przed szkołą. Wśród nich był jeden kibic Cracovii. Artur podszedł do mnie i zapytał "Co on tu robi?". Powiedziałem, że trenuje u mnie boks już dwa miesiące. Zaczęło się od wyzwisk, chcieli się pobić. "Nie będą mi się bili przed szkołą" - pomyślałem. Wziąłem ich na salę, ubrałem kaski i rękawice. Szpilka raz dobrze trafił rywala i dalsza walka nie miała sensu. Przerwałem pojedynek, kazałem im podać sobie ręce i zakończyć spór raz na zawsze. Trener szybko zauważył, że "Szpila" ma talent. Wezwał rodziców Artura na spotkanie i zapowiedział, że chłopak do roku zostanie mistrzem Polski. - Dotrzymał słowa. Włodziu ma rękę do wyłapywania talentów. Postanowiliśmy z mężem dać Arturowi szansę. "Niech wyładuje agresję na treningach" - pomyśleliśmy. Może rzeczywiście boks jest tym, co chce robić w życiu? I tak to się zaczęło - wspomina mama pięściarza. Artur szybko udowodnił, że ma papiery na boksowanie. - Na turnieju w Żywcu jak palnął prawym sierpem lokalnego faworyta, to ten przeleciał przez pół ringu i padł w narożniku. W pierwszej rundzie było po walce. Sędzia Zbigniew Górski, dzisiejszy prezes Polskiego Związku Bokserskiego, powiedział, że to może być świetny pięściarz. Przyznałem mu rację - relacjonuje trener Ćwierz. Na kolejne sukcesy nie trzeba było długo czekać. Wygrany prestiżowy turniej O Złotą Rękawicę Wisły, wicemistrzostwo Europy kadetów, ćwierćfinał mistrzostw świata juniorów, mistrzostwo Polski seniorów - to tylko niektóre z kolejnych osiągnięć "Szpili". Marzeniem Artura był wyjazd na igrzyska olimpijskie w Pekinie. Zabrakło niewiele. - W turnieju kwalifikacyjnym w Atenach przegrał z Litwinem 18-19. Miał pecha. W ostatniej akcji wyprowadził cios na tułów, Litwin uderzył na górę. Sędziowie zobaczyli cios rywala i jemu dali punkt. W finale czekał Grek, którego Artur wcześniej pokonał. Bardzo żałował tej porażki. Igrzyska byłyby spełnieniem marzeń - zdradza trener Ćwierz. W więzieniu docenił wartość rodziny Po niepowodzeniu w Atenach Szpilka podpisał zawodowy kontrakt. Trener Ćwierz namawiał swojego podopiecznego, żeby ten został w boksie amatorskim do igrzysk w Londynie, ale decyzja "Szpili" była nieodwracalna. - Nie zapytał mnie o zdanie, tylko został zawodowcem. Chciał zarabiać. W boksie amatorskim nie ma pieniędzy, chociaż akurat Artur miał sponsora - podkreśla szkoleniowiec. Na zawodowym ringu "Szpila" stoczył pięć zwycięskich walk zanim trafił do więzienia za grzechy sprzed trzech lat: bójkę przed dyskoteką w Wiśniowej. Został zatrzymany 23 października 2009 roku, dzień przed planowanym pojedynkiem z Wojciechem Bartnikiem na gali Polsat Boxing Night z udziałem Andrzeja Gołoty i Tomasza Adamka. Początkowo siedział w Krakowie, przy Montelupich, następnie został przeniesiony do zakładu karnego w Tarnowie. Na wolność wyszedł 22 kwietnia 2011 roku. - Najtrudniejsza była świadomość, że przebywa w więzieniu, a nie w domu. Baliśmy się każdego dnia. Żyliśmy od telefonu do telefonu, od widzenia do widzenia. Jego życie stało się naszym życiem. Muszę się przyznać, że zaniedbałam dom, dzieci, wszystko kręciło się wokół Artusia. Panu Bogu dziękować, że jest na wolności i pilnuje się, żeby nie dać się sprowokować i tam nie wrócić - podkreśla mama "Szpili". Pobyt w więzieniu zmienił Artura. Wydoroślał. - Docenił wartość rodziny. Listy, które pisał, były pełne emocji. No i te widzenia... Spojrzał na życie z innej perspektywy. Zrozumiał, że nie tędy droga. Ale jako matka wiem, że jeszcze musi trochę wydorośleć - dodaje Jolanta Ziemiecka. Kiedy Mollo trafił, mocniej zabiło serce W więzieniu przytył ponad 30 kg i przeskoczył do wagi ciężkiej. Po wyjściu pokonał dziewięciu kolejnych rywali - tylko jeden wytrzymał w ringu do końca. To Jameel McCline, wielkie chłopisko, były trzykrotny pretendent do pasa mistrza świata królewskiej kategorii wagowej. - Szpilka będzie wspaniałym bokserem, ale musi być cierpliwy. To wymaga czasu. Nie można nienaturalnie przyspieszać jego kariery. Ma szybkie ręce, świetnie porusza się w ringu, no i potrafi przyjąć cios - podkreśla Amerykanin. Pół roku po wyjściu z zakładu karnego, w trzecim pojedynku w wadze ciężkiej, skutecznie zniechęcił po trzech rundach do dalszej walki Owena Becka, innego byłego pretendenta do tytułu. - Pewnie, że to był cień Becka sprzed lat, ale dalej to wysokiej klasy pięściarz, a nie jakiś przysłowiowy Węgier czy Słowak - zwraca uwagę Andrzej Wasilewski. Najtrudniejszą walkę stoczył 1 lutego tego roku w Chicago. Zanim znokautował w szóstej rundzie byłego rywala Andrzeja Gołoty Mike’a Mollo, sam dwukrotnie był liczony. W czwartej odsłonie Amerykanin wykorzystał nonszalancko opuszczoną gardę "Szpili" i mocnym lewym sierpowym rzucił go na matę ringu. - Czy jakieś myśli pojawiły mi się wtedy w głowie? Nie specjalnie. Chciałem jak najszybciej wstać i zrobić swoje - wspomina Artur. Tak też się stało. Szpilka szybko doszedł do siebie, zdominował Mollo w ringu i zakończył walkę efektownym nokautem. - Pokazał charakter. Nie każdy pięściarz potrafi się podnieść i wygrać po tym, jak sam był liczony - zaznacza McCline. - Jeździmy na walki syna, ale ta była w Chicago, nie mogliśmy polecieć. Bardzo byliśmy z mężem podenerwowani siedząc przed telewizorem. Mocno biły nam serca, jak Mollo trafił Artura, to aż podskoczyłam z krzesła - dodaje mama pięściarza. Na chłodno pojedynek z Mollo ocenia Andrzej Wasilewski. - Z punktu widzenia trenerskiego ta walka nie była dobra, ale była pełna emocji. Coś za coś. Gdyby Artur zaboksował z głową, to nie byłoby tej dramaturgii. Promocyjnie odnieśliśmy sukces, bo w Ameryce ta walka odbiła się szerokim echem. Tyle, że chcąc stawiać najbardziej ambitne cele przed Artutem, to ta walka była dla nas kubłem zimnej wody - twierdzi. Starcie Mollo ze Szpilką istotnie zrobiło furorę w USA. Na rewanż mocno naciskała współpromująca Artura w Stanach grupa Warriors Boxing Promotions. Organizatorzy dopięli swego. Mollo i "Szpila" po raz drugi skrzyżują rękawice 16 sierpnia na stadionie baseballowym U.S. Cellular Field w Chicago.