Po tym, jak Mariusz Wach opublikował wczoraj w mediach społecznościowych apel do promotora Andrzeja Wasilewskiego o zorganizowanie drugiej walki z Arturem Szpilką, wszyscy zainteresowani przystąpili do dyskusji na Twitterze. "Wiking" z Krakowa zaproponował rozwiązanie "wszystko albo nic", czyli zwycięzca zgarnia całą kupkę forsy ze stołu, a przegrany nie ogląda nawet złamanego grosza. W pewnej chwili zaszło wyraźne nieporozumienie, gdy "Szpila" poinformował, że na pewno nie zejdzie z gaży, a wręcz przeciwnie - liczy na dużo większe pieniądze. Wach początkowo próbował przekonywać kolegę, że przecież i tak w przypadku wygranej zarobi bardzo godnie, bo zgarnie podwójne pieniądze. Jednak, na sugestię promotora, że to de facto oznacza, że w puli znajdzie się jeszcze wyższa gaża, sprostował swoją wiadomość. "Panie Andrzeju źle się wyraziłem. Chodzi oczywiście o ustalenie jednej gaży, którą zabiera wygrany. Przegrany odchodzi z kwitkiem" - doprecyzował Wach. Później trwała wymiana kolejnych informacji, między wszystkimi uczestnikami dyskusji, aż wreszcie - po parogodzinnej przerwie, kropkę nad "i" postawił sam Szpilka. "Już mnie wkur*** na tym Twitterze. K***, ja na to idę, wygrany zgarnia wszystko, niech będzie, ale ma być to super mega gaża, żeby to było warte świeczki, a nie że każdy będzie zadowolony tylko nie my!!! Nie oznaczać mnie przy tym pierd***" - zakończył wzburzony pięściarz rodem z Wieliczki. "Dzięki Artur, że mi pomogłeś, bo już nie bardzo wiedziałem jak to wytłumaczyć!" - dodał Wasilewski. Tymczasem Wach, w swoim komunikacie, dał drugiej stronie czas do końca stycznia na określenie się, czy dadzą mu rewanż. Przypomnijmy, że w pierwszej walce "Szpila" pokonał rywala z Małopolski niejednogłośnie na punkty, choć w 10. rundzie był na skraju nokautu.