- Pojawiają się różne informacje, miałem walczyć z Breazeale'em. Nie wiem tak naprawdę o co chodzi. Sam jestem w ciężkim szoku, co chwilę dowiaduję się coś innego. Ale tak jak mówię: trenuję, dopiero skończyłem trening (pręży muskuły - przyp. red.). Zapierniczam ostro i czekam na jakieś konkrety. Było już dogadane, jeśli chodzi o walkę z Breazeale’em - rozkłada ręce Artur Szpilka. - Teraz dowiaduję się, że niby są jakiś obowiązujące zasady w Stanach, w które nie wierzę, w imię których dwóch przegranych nie może walczyć ze sobą. Moja walka z Breazeale'em byłaby świetna, o "być albo nie być". Są jeszcze inne możliwości, Amir Mansour i Gerald Washington, obaj świetni zawodnicy. Dla mnie to bez różnicy - zapewnia najpopularniejszy polski pięściarz. Z każdym kolejnym zdaniem, irytacja "Szpili" narastała. - Sam jestem na to wkurzony, ale zapierniczam. Nie ma lipy. Na pewno wystąpię dru..., znaczy na pewno, jak się wkur..., to zadzwonię tam, bo mnie tak wkur..., że się w głowie nie mieści. Wiesz, codziennie się dowiadujesz czegoś innego, a człowiek zapiernicza. Muszę się dowiedzieć, z kim, co i jak. Nazwisko rywala nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia. Ale to chore, że najpierw mówią jedno, Breazeale ogłasza jako pierwszy, że walczy ze mną... Po nim ja ogłosiłem, a teraz wszystko zmieniają. No chore! - wykrzykuje. - Co by nie było, dla każdego z Polaków będzie to fajna walka. Ten rok jest mój. Wszystkich kibiców przepraszam za to, że wychodzą niesnaski. Breazeale, Washington i Mansour są na podobnym poziomie. Walka z każdym z nich będzie fajna. Jutro zaczynam sparingi z wysokim zawodnikiem, czyli ogólnie sparingi, sam nawet nie wiem, o co chodzi. Ogólnie popierd... jest to wszystko - zakończył były pretendent do tytułu mistrza świata. Ty też możesz pomóc! Czekamy na Twoje wsparcie na pomagam.interia.pl!