Starcie Artura Szpilki z Izu Ugonohem nie ogniskowałoby uwagi całego bokserskiego świata, ale dla polskich kibiców byłoby prawdziwą ucztą. Wcześniej, gdy obaj pięściarze reprezentowali jedną grupę promotorską, ich walka była co najwyższej mrzonką. Teraz, gdy łączy ich osoba menedżera numer jeden na świecie, czyli Ala Haymona, pojedynek Polaków jest więcej niż prawdopodobny. Tyle, że nie od razu, bo mało prawdopodobne, by do takiej konfrontacji doszło już 25 lutego na ringu w Alabamie. Tak przynajmniej wynika z wypowiedzi Artura Szpilki, który wczoraj zdradził, że wobec niepewnej walki z Dominikiem Breazeale'em, z którym ma zmierzyć się... Ugonoh, jemu przypadnie pewnie jeden z dwóch pozostałych Amerykanów. "Szpila" wymienił Amira Mansoura (22-2-1, 16 KO) oraz Geralda Washingtona (18-0-1, 12 KO).Przyjmując, że prawdziwa jest informacja, iż transmitująca galę telewizja Fox nie chce w jednej walce zestawiać ze sobą zawodników po porażkach (Szpilka i Breazeale przegrali swoje ostatnie starcia), dziennikarz Mateusz Borek zasugerował, że rozwiązaniem byłoby starcie Szpilki właśnie z Ugonohem. Na reakcję "Szpili" nie trzeba było długo czekać, zwłaszcza że wczoraj mocno wkurzył się na zamieszanie wokół swojego najbliższego przeciwnika. Zaproponował dwie lokalizacje w Stanach Zjednoczonych. Po chwili najpopularniejszy polski pięściarz zreflektował się i dodał, że takie starcie mogłoby odbyć się także w naszym kraju, na jednej z gal z cyklu Polsat Boxing Night. Pomysł fajny, ale w Polsce chyba nie doczeka się realizacji, o czym świadczy riposta Borka, dziennikarza Polsatu. - Za drogi jesteś - odparł. Ty też możesz pomóc! Czekamy na Twoje wsparcie na pomagam.interia.pl!