Artur Szpilka: - Dzwonicie jak poparzeni. Prowadziłem akurat kilka treningów i myślę sobie: cholera, co tu się stało?! Artur Gac, Interia: Czyli masz ten plus, że nie zostaniesz zaskoczony pytaniem o walkę Szpilka - Adamek. - O szczegóły pytaj Martina Lewandowskiego (współwłaściciel federacji KSW - przyp. AG). Na razie jesteśmy po wstępnych rozmowach i jeszcze nie wiadomo, który z bokserów miałby być rywalem. I podczas tych wstępnych rozmów padło nazwisko "Adamek"? - Padło, potwierdzam. Na pewno jest to wizja Martina, dlatego nie wiem, na jakim etapie są rozmowy z Tomkiem Adamkiem. Uważam, że dla kibiców byłoby to ciekawostką. Walka w nowej formule, a do tego jeszcze rewanż. Rematch w boksie jeszcze zawsze można zrobić później, gdybyśmy obaj wyrazili zgodę, ale taki niepisany rewanż w nowej formule, któremu będzie towarzyszyła niepewność, jak się zachowamy, bo obaj nigdy wcześniej nie mieliśmy styczności z MMA, byłby czymś ciekawym. Nie uważasz? Na pewno to coś ciekawego, tylko tak się zastanawiam, jak można by było nazwać takie starcie w formule MMA: może hitowy freak fight? - Nie no, dlaczego freak fight? Dla Adamka to nowość, a dla mnie nie? Przecież nigdy nie walczyłem w klatce, bo nie liczmy dwóch treningów. Wiadomo, że jak stanie naprzeciwko siebie dwóch bokserów, to bardziej będziemy mieli do czynienia ze stójką. A jeśli któryś upadnie, to drugi będzie mógł go dobić. Oczywiście, że nie nauczymy się MMA w kilka miesięcy. To jest fizycznie niemożliwe, po prostu. Nie wyszkolimy się nawet w dwa lata, ale po pół roku treningów jakieś podstawy można złapać. Dlatego nasza walka będzie też formą ciekawostki i twierdzę, że to bardzo fajny pomysł organizatorów. Najnowsze informacje z ME w siatkówce mężczyzn - Sprawdź! Sam mówisz, że byłaby to swego rodzaju ciekawostka. - No tak, ale nie można nazywać freak fightem walki dwóch bokserów, którzy po pierwsze walczyli o mistrzostwo świata w wadze ciężkiej, a poza tym cały czas są czynnymi pięściarzami. Okay, Adamek od jakiegoś czasu ma przerwę, ja zbieram się po kontuzji i nokaucie, ale tak bym tej naszej konfrontacji nie określał... Przychodzi ci na myśl bardziej fortunne określenie? - Walka sportowców w innej formule. Po prostu. Rewanż w mieszanych sztukach walki, czyli pojedynek na wszystko. Do klasycznych walk freaków wychodzą ludzie, którzy nie mieli wcześniej do czynienia ze sportem, na przykład aktor lub celebryta. A tutaj masz dwóch prawdziwych zawodników. Dobra, przekonałeś mnie. - No tak, bo popatrz: nawet gdybyśmy z Tomkiem nie zdążyli złapać podstawowych technik z MMA, to umiemy boksować jak nikt inny i przynajmniej w jednej płaszczyźnie pokażemy poziom. To można zagwarantować. Czasami taka walka może wyglądać śmiesznie, ale my coś pokażemy. Poza tym takie starcie ma o tyle sens, co już powiedziałem, że nie robiliśmy tego wcześniej. Zaczęlibyśmy z tego samego, zerowego poziomu i byłby to dla nas obu debiut, nowe wyzwanie i nowy bodziec do treningu. Pytanie, czy Tomasz Adamek w ogóle "zapali" się do takiego pomysłu. Zresztą to pewnie odleglejsza perspektywa, bo "Góral" jeszcze chce wrócić na ring i stoczyć może dwa pojedynki. - Dlatego podchodzę do tego na spokojnie. Na razie robię swoje, staram się trenować ludzi najlepiej, jak umiem. I to wszystko, na tym się skupiam. Jak twoje zdrowie fizyczne? Na jakim etapie leczenia jest kolano? - Jest coraz lepiej. Myślę, że jeszcze z miesiąc czasu potrzebuję, aby wrócić do pełnej sprawności. A mentalnie odbudowałeś się w pełni? Wszystko wróciło na dobre tory, czy miewasz różne momenty? - Wiadomo, że ciężko wrócić, mając za sobą taką ostatnią walkę. Ten sport to dla każdego z nas, ale powiem ze swojej perspektywy, mega obciążenie psychiczne. Jestem człowiekiem ambitnym, do walk zawsze podochodziłem na sto procent z wielkimi aspiracjami, dlatego ciężko mi się z tym pogodzić. Z drugiej strony nie ma sensu na okrągło żyć tym, co było, bo przecież non stop bym się denerwował i zatracił w tym wszystkim. Ja po prostu muszę zdać sobie sprawę, że to już się stało i tego nie cofnę. Mielenie tego nie ma najmniejszego sensu i na tyle, ile mogę, już się z tym pogodziłem. Teraz próbuję żyć dalej i nie poddaję się. To jest właśnie psychika, gdy już wydaje ci się, że dałeś sobie radę uporządkować przeszłość, po czym następnego dnia nagle to wraca i pojawiają się czarne myśli. - Dokładnie tak, jak mówisz. Muszę sam siebie przekonać, że przecież porażki ponosimy nie tylko w sporcie, ale również w życiu. Czy to w kwestii inwestycji, czy na przykład chęci zaufania komuś, po czym się zrażasz. I to też jest rodzaj porażki. Staję się już na tyle doświadczonym człowiekiem, iż wiem, że przegrane są nieodłącznym elementem naszego życia. Musiałbym chyba nic nie robić, żeby nie ponosić porażek. Wtedy z kolei mógłbyś być jeszcze bardziej sfrustrowany, że tkwisz w beznadziei bez perspektyw. - No właśnie, to też racja. Fajne jest to, że każdy z nas, z biegiem lat, dochodzi do takiego etapu w życiu, że więcej rzeczy zaczyna akceptować. Tych na pozór niewyobrażalnych, gdy był młodym człowiekiem. Dzisiaj już sam godzę się z wieloma rzeczami i jest mi łatwiej zaakceptować to, co już się stało. Kiedyś zupełnie tego nie potrafiłam, tylko się pogrążałem. Miesiąc po ostatniej walce był dla mnie bardzo przykry, można powiedzieć - wyjęty z życiorysu, ale już tego nie zmienię. Po prostu. Czyli dzisiaj idziesz sobie chodnikiem, z naprzeciwka widzisz chłopaka, o którym wiesz, że przez lata sympatyzował np. z Cracovią. Bez problemu podajesz mu rękę? - Słuchaj, ja mam dzisiaj bardzo dobrych kumpli z Cracovii, z ŁKS-u, Widzewa, Poznania, Legii, Hutnika i naprawdę nie widzę w tym żadnego problemu. Mnie to nie obchodzi, bo ja nawet nie wiem, kto dzisiaj gra w Wiśle Kraków. Tak naprawdę to nigdy mnie nie interesowało. A dzisiaj wyznacznikiem dla mnie jest, kto jest jakim człowiekiem pod względem wartości. A nie liczy się, z kim sympatyzuje, czy może jest Żydem. Nie. To ma być człowiek, który po prostu mi odpowiada swoim charakterem i osobowością. Ktoś, przy kim fajnie mi się funkcjonuje, dobrze się czuję i odnajduję, a nie jest dla mnie "wampirem energetycznym". Kiedyś rozmawiałem na ten temat z Izu Ugonohem, który z racji koloru skóry w młodym wieku nie miał łatwo, a dziś można uczyć się od niego tolerancji i roztropnego podejścia. I powiedział mi wprost: ja dzielę ludzi tylko na dobrych i złych, czyli takich, którzy są normalni i na przykład działają dla dobra wspólnego oraz na takich, z którymi nie sposób znaleźć wspólny język. - Tak jest, ale widzisz, do tego musiałem dojrzeć. Gdy byłem młody, żyłem w ciasnych czterech ścianach i nie widziałem nic poza nimi. Po prostu nie znałem życia, brakowało mi doświadczeń i nie sparzyłem się na czymś lub na kimś. Dopiero później doznałem zdumienia, że nie wszystko jest takie, jak kiedyś mi się wydawało. To kwestia porażek w życiu, pozytywnych lekcji i spotkania odpowiednich ludzi. To wszystko teraz kształtuje mnie jako człowieka. Na koniec powiedz o pieskach, które są całą twoją miłością. Ile jeszcze zostało pupili z miotu? - Dodam, że pieski są z hodowli mojego przyjaciela Matiego, ale Pumbuś jest ich ojcem. Wszystkie już poszły w świat i w Polskę, ale niektóre widzę często. Na przykład Balu, czyli mój faworyt, został w Warszawie. Podobnie jak Mamed. U Pawła Kołodzieja jest przepiękny Baldu, a i Michał Materla wziął jednego, ale do Szczecina. Tak że staramy się w miarę możliwości spotykać i razem z nimi wychodzić. A inne pieski trafiły na przykład do Anglii, ale są również w Zielonej Górze i w Częstochowie. Rozmawiał: Artur Gac