"Szpila" nie ukrywał, że jest zawiedziony wynikiem pojedynku z Wilderem. Podkreślał, że naprawdę wierzył w to, iż może zostać nowym mistrzem świata.. - Byłem naprawdę na to gotowy. Nie przestraszyłem się go od pierwszej rundy. Zresztą na tym poziomie nie czuje się czegoś takiego jak strach. Nie mogłem jednak złapać dobrego dystansu - mówił tuż po wyjściu ze szpitala Artur Szpilka w rozmowie z "Polsatem Sport". Polak przyznał się także, że do starcia z Wilderem wyszedł z kontuzją. "Szpila" w najbliższym czasie będzie musiał przejść operację. - W piątej rundzie rozwaliłem rękę. Każdy kto mnie bliżej zna wie, że ręka była już rozwalona przed walką. Miałem wsadzane blokady itd. Teraz można się usprawiedliwiać, ale to w ogóle nie miało znaczenia, bo tak naprawdę do piątej rundy nie czułem tej ręki. Później uderzyłem w łokieć i nie mogłem uderzać. Trener mi mówił: "Bij na dół i kończ prawym sierpowym", ale tego się nie dało zrobić. Na dół nie dochodziłem i wyszło jak wyszło - przyznał "Szpila". Polak doznał kontuzji na tydzień przed walką podczas ostatniego ze sparingów. Jak sam przyznał do pojedynku z Wilderem już później nie sparował, ale nie chciał się przyznać do kontuzji przed galą. - Cenię Wildera. To wszystko, co mówiliśmy sobie przed walką, to była tylko gra psychologiczna. Nie obraźcie się jednak, ale w starciu z Powietkinem nie ma on szans. Popełnia masę błędów - twierdzi polski bokser. Z walki Polaka bardzo zadowolona była amerykańska telewizja "Showtime", która już dzwoniła do trenera Szpilki i wyraziła chęć zorganizowania kolejnej gali z jego udziałem. - Chcę jakąś dobrą walkę. Można zaatakować pas IBF, Martina Charlesa. Na pewno jest bardziej przewidywalny niż Wilder i mniej szybszy - zapowiedział Szpilka. Charles Martin na gali na Brooklynie został nowym mistrzem świata federacji IBF. Wygrał przez nokaut techniczny z Wiaczesławem Głazkowem, który w trzeciej rundzie doznał kontuzji kolana.