Zbigniew Czyż, Interia: 30 maja stoczysz pierwszy po czternastu miesiącach pojedynek. Na gali w Rzeszowie twoim rywalem będzie Łukasz Różański. Przygotowanie idą zgodnie z planem? Artur Szpilka: Praca wre. Teraz jest naprawdę ciężko. Ale jest takie powiedzenie, że jak wybrałeś sobie drogę na sam szczyt, to nie narzekaj, że masz pod górkę. Przełożenie walki o tydzień później jest jednak jakimś problemem. Czekają mnie kolejne ciężkie treningi i sparingi. Pewne rzeczy trzeba poprzestawiać. Jest tym bardziej ciężko, bo nasza walka jest już przekładana kolejny raz. Z drugiej jednak strony fajnie, że będziemy walczyć w obecności kibiców. Co prawda do hali wejdzie tylko 25 procent publiczności, ale przecież dla nich to robimy. Ale będziesz boksował na terenie swojego przeciwnika Łukasza Różańskiego i to on będzie miał większe wsparcie fanów. - Na pewno będzie miał więcej kibiców, ale liczę, że przyjadą także moi fani z Wieliczki czy z Krakowa. Kibic daje nam dodatkowego powera, fajnie, że będą. Bez nich każda walka jest słaba. Rozstrzygnięcie twojej zwycięskiej walki z Siergiejem Radczenką w marcu ubiegłego roku wywołało sporo kontrowersji. Wielu ekspertów mówiło, że wygrana ci się nie należała. Rozpamiętujesz jeszcze tę walkę w jakiś sposób? - Już nie. To jest tak, że kiedy jest się popularną osobą, to zwraca się na siebie uwagę. Gdyby w taki sposób rozstrzygnięty był pojedynek boksera o mało znanym nazwisku, to guzik by to kogoś obchodziło. Owszem, walka nie wyszła mi najlepiej, ale nie popadałbym w paranoje. Skupiam się nad tym, co przede mną. Mam na horyzoncie fajną walkę i fajne możliwości. Czy dla Artura Szpilki walka z Łukaszem Różańskim, to jest pojedynek o być albo nie być? - Nie podchodzę tak do tego. Nie nakładam na siebie dodatkowej presji. Po prostu wychodzę na ring i wykonuję swoją robotę. Dzisiaj myślę tylko i wyłącznie pozytywnie. Mamy nadzieję, że powoli kończy się już czas pandemii. Jak ty sobie w tym czasie radziłeś? - Nie kryję, że było ciężko. Nie wiem, czy to była depresja, czy nie, ale nikomu nie życzę, aby był w takim stanie jak ja. Wpływ na to miało kilka rzeczy, począwszy od tej całej machiny różnych opinii po mojej walce z Radczenką. Mam generalnie w nosie opinie innych ludzi, ale pewna machina ruszyła. Do tego przeszedłem ciężką operację barku. Nie mogłem w nocy spać. Wstawałem o czwartej w nocy. Nikomu nie życzę operacji barku. To jest ból nie do opisania. Była prawdziwa masakra. Szedłem pod prysznic, bo nie mogłem wytrzymać z bólu. Od czternastego roku życia trenuję po dwa razy dziennie, a wtedy nie mogłem trenować, nawet na spacer z moimi kochanym psem nie mogłem wyjść. Dariusz Michalczewski powiedział kiedyś, że w twojej karierze brakowało ci czasami pokory, respektu i szacunku dla innych, ale że w ogóle pięściarze idą zazwyczaj po rozum do głowy zbyt późno. Dodał jednak, że lepiej późno niż wcale. Czy tobie rzeczywiście brakowało pokory, respektu i szacunku dla innych? - Nie. Ale ja w ogóle nie chciałbym się wypowiadać na temat Darka Michalczewskiego i tego co on gada. W nosie to mam. Jeżeli ktoś w moich oczach zasługuje na respekt i szacunek, to go ode mnie dostanie. Jeśli jednak coś się wydarzyło nie tak jak trzeba, to go nie otrzyma i tyle. Życie uczy nas wielu rzeczy. Pod wpływem różnych doświadczeń zmienia mi się punkt widzenia. Ja też już nie jestem tym samym chłopakiem, co byłem, czasami nawet tego żałuję. Dawny "Szpila" często był nabuzowany, a dziś w wielu sytuacjach odpuszczam. Którą z walk po zakończeniu kariery będziesz najlepiej wspominał? - Z Mikiem Mollo. Bardzo go szanuję, bardzo często do siebie dzwonimy i w tym miejscu serdecznie go pozdrawiam. Stoczyliśmy dwie walki. To były prawdziwe wojny. Podczas pierwszej leżałem na deskach po ciężkim lewym sierpowym i wtedy po raz pierwszy tak naprawdę zobaczyłem gwiazdeczki. Legendą obrósł już twój konflikt z Krzysztofem "Diablo" Włodarczykiem. W dalszym ciągu żywisz do niego duży uraz? - Nie chcę o nim w ogóle gadać, daj spokój. Nie chcę wracać do tamtych wydarzeń, on dobrze wie, co się stało i tyle. W nosie to mam. Może kiedyś los sprawi, że wejdziemy do ringu i skrzyżujemy rękawice. On na pewno powinien się wstydzić tego, co się wtedy stało i tyle. Do niedawna przebywał w zakładzie karnym i nikomu tego nie życzę. To jest z pewnością smutna sprawa. Siedzisz tam i tracisz czas. Masakra. A propos waszej walki, jest coś rzeczywiście na rzeczy? Jest szansa, że kiedykolwiek się odbędzie? Masz na to ochotę? - W jakimś sensie mam ochotę wyjaśnić pewne rzeczy, ale dzisiaj się w ogóle nie skupiam na Włodarczyku tylko na Różańskim. Nie odpowiem ci do końca na to pytanie, bo na chwilę obecną mam zupełnie inne priorytety. "Diablo" wyszedł właśnie z więzienia, a ty w nim przebywałeś przez kilkanaście miesięcy ponad dziesięć lat temu. To był stracony czas? - Wtedy wydawało się mi, że jest fajnie, a dzisiaj patrzę na to zupełnie inaczej. Dziesięć lat musiało minąć, żebym zrozumiał, że pobyt w więzieniu to jest marnotrawienie czasu. Nikomu tego nie życzę. Jako młody chłopak, niepokorny, patrzyłem na tamten czas inaczej, dziś to się zmieniło. Szkoda też niektórych osób, które przebywają w zakładzie karnym, bo siedzą tam za coś, czego nie zrobili. I to jest dopiero masakra. Zawsze będę wspominał ten czas, że sporo mnie nauczył i w którym zaleczyłem niektóre kontuzje. Twoją partnerką jest Kamila Wybrańczyk, jesteście w pewnym sensie wyjątkowa parą, bo obydwoje jesteście sportowcami i do tego obydwoje uprawiacie sporty walki. Jak układa się twoje życie prywatne? Planujecie zalegalizowanie związku? - Zastanawiamy się nad tym cały czas. Kamila jest po rozwodzie i tak naprawdę nie mamy parcia na ślub. W czerwcu minie dziesięć lat, od kiedy jesteśmy razem. To kawał czasu. Znam Kamilę bardzo dobrze i bardzo ją kocham. I to jest dla mnie najważniejsze, ślub to nie jest coś, co na pewno muszę mieć. Poza tym, jeśli miałbym zalegalizować związek, to w kościele, bo jestem osobą wierzącą, ale moja partnerka nie do końca. Dlatego to też trzeba byłoby pogodzić. Nie chciałbym zrobić ślubu tylko dlatego, żeby go zrobić w sytuacji, gdy druga osoba w coś takiego jak ślub nie do końca wierzy, chyba że w cywilny.