Artur Gac, Interia: Obóz w Szklarskiej Porębie właśnie dobiegł końca. Krótko jak można go podsumować? Artur Szpilka: - Za nami ciężka robota. Głównie praca nad wydolnością i siłą - najkrócej mówiąc wymagające treningi. Dlatego, jeśli mam być szczery, jesteśmy szczęśliwi, że już wracamy do domu. Czy dzisiaj jeszcze coś pana ogranicza, by móc pracować na sto procent, czy mówimy o pełnych obciążeniach i braku taryfy ulgowej? - Mogę powiedzieć, że już pracuję na sto procent. Jeszcze trochę odczuwam jakieś drobnostki, ale nie są one związane z kontuzją, tylko nadwyrężeniem pewnych obszarów. Jednak to w niczym nie przeszkadza, żeby zasuwać. Kiedy w końcu będzie mógł pan ogłosić swoją najbliższą walkę? Ten moment jest tuż-tuż, czy jeszcze trochę brakuje? - Sam chciałbym to wiedzieć. Tak naprawdę ja tego nie wiem, choć wszystko jest wstępnie robione, aby wejść do ringu końcem marca lub początkiem kwietnia. Dobrze wiemy, co nie jest żadną tajemnicą, że trwa próba zorganizowania walki z Łukaszem Różańskim. Jednak przez cały okres trwania obozu tak naprawdę niczego nowego się nie dowiedziałem. Sam jest pan bliższy decyzji, by zmierzyć się z Łukaszem, czy w związku z przeciągającymi się rozmowami coraz mocniej wraca temat rewanżu z Siergiejem Radczenką? - Mnie to w ogóle nie robi różnicy. Już powiedziałem otwarcie, że jeśli nie jeden, to drugi. Powiem jeszcze inaczej: jeden lub drugi będzie na pewno, tak że jestem spokojny. Czyli w tej chwili w grę wchodzą tylko te dwa nazwiska? - Tak, a wyboru dokonają organizatorzy. Jak będą chcieli, tak się stanie. A gdyby to pana głos miał przechylić szalę? - Nie mam w ogóle swojego "faworyta". Jeden i drugi mi pasuje, w tym sensie, że chciałbym z nimi zaboksować. Najbliższy pojedynek, bez zmian, będzie formalnym pożegnaniem z Andrzejem Wasilewskim? - Tak jest. A pana zdaniem jak wiele jeszcze brakuje, by walkę z Różańskim można było sfinalizować? Rozbieżności są bardzo duże? - Tego nie wiem, to pytanie do Andrzeja. Ja na pewno się nie ugnę, więc albo się dogadamy, albo nie. I koniec. Czyli będzie pan stał twardo na swoim stanowisku? - Oczywiście. Tym bardziej, że to nie są gigantyczne, czy nawet duże pieniądze. Te spięcia i uszczypliwości, które w ostatnich dniach pojawiły się między panem i Łukaszem, są policzone na zbudowanie emocji wokół tego pojedynku, czy autentycznie jest między wami trochę złej krwi? - Nie... Człowiek na początku sobie mówi, że nie będzie się odzywał, ale później słyszy jakieś wypociny i się denerwuje. Przecież my jesteśmy bokserami, a nie szachistami. Dlatego pojawiają się pewne emocje, ale generalnie staram się trzymać nerwy na wodzy. On coś tam gada, ale w sumie to jest normalne, taki jest boks, przecież my mamy iść się bić, dlatego wiadomo, że coś tam zawsze "siada" na głowę. A która z wypowiedzi Łukasza najbardziej pana zirytowała lub "zagotowała"? - Aż czegoś takiego chyba nie było... Między innymi, w reakcji na pana wiadomość na Twitterze, wyśmiał klasę sportową Fabio Tuiacha, czyli pana niedawnego rywala. - No właśnie. Fabio miał sześć porażek, a jego ostatni przeciwnik miał chyba dwadzieścia. No to o czym my mówimy? To jak porównanie Tysona z kimś tam. Moim zdaniem uczciwie trzeba powiedzieć, że i jeden był "cienki", i drugi. - Nie do końca, bo chciałem zwrócić twoją uwagę na jeszcze jedną rzecz. Przecież ja wracałem tą walką po ciężkim nokaucie od Derecka Chisory, a on był po paśmie wygranych walk. Widzisz różnicę? To ja mogłem po nokaucie wziąć walkę z tym Caj, caj... (Ozcan Cetinkaya - przyp.), chociaż nawet w takiej sytuacji nie wziąłbym kogoś takiego. Przy nim Tuiach, w tych okolicznościach, o jakich wspomniałem, był przyzwoity. Zgadzam się co do tego, że po zwycięstwie nad Izu Ugonohem, poprzeczka w przypadku Łukasza Różańskiego powinna automatycznie pójść w górę. - Naturalnie ambitny zawodnik bierze jak najlepszych zawodników, a nie robi coś takiego. Ale przecież Różański nie jest żadnym prospektem, który nagle byłby wielką nadzieją polskiej wagi ciężkiej. Imponujący ma za to bilans, być może budowany pod tzw. złoty strzał. - Nie wiem, bo ja nigdy nie interesuję się zawodnikami i nie zastanawiam się, czy któryś ma budowany rekord. Patrzę na siebie i to mnie zajmuje. Przykre jest to, że wszyscy pamiętają tylko te gorsze walki, a niewielu pamięta, jaki ja zawsze byłem. Przecież w czasie, gdy byłem niepokonany, zawsze chciałem jak najlepszych przeciwników. I pamiętasz to na pewno, bo nieraz rozmawialiśmy i nawet się uśmiechałeś, że takie mam podejście. Czas idzie naprzód, ale nigdy nie wziąłbym sobie takiego rywala. Nie ma takiej możliwości. Tym bardziej, że Łukasz jest niepokonanym zawodnikiem, który przecież już trochę walk ma na koncie. Ale już więcej nie chciałbym się na ten temat rozgadywać. W ogóle nie chciałbym już gadać, tylko chciałbym, żeby doszło do sfinalizowania tej walki. Na pewno nikt mi nie powie, że kiedykolwiek unikałem wyzwań, ale jednak po przegranej przez nokaut z Chisorą ciężko było od razu mieć wymagania, zwłaszcza że schodziłem wagę niżej. Przecież wszystko było robione, że idę do cruiser. W takiej sytuacji trudno było przebierać w zawodnikach. Teraz znów idzie pan z wagą w górę? - Będę boksował w kategorii bridgerweight. Pytanie, czy Różański zgodzi się, żeby nasza walka odbyła się w tej wadze. Myślę, że to kategoria idealnie szyta na mnie, a Łukasz przecież też nie jest wielkim ciężkim. Więc taka walka dla niego, w tej kategorii, w przypadku zwycięstwa też mogłaby być otwarciem drogi do najwyższych celów. Kto wie, czy nie do pojedynku o pas. Biorąc pod uwagę pana notowania w tej kategorii, które już na starcie są wysokie, rzeczywiście bardzo szybko może wykrystalizować się duża walka. - Dokładnie jest tak, jak mówisz. Jak się panu pracuje z trenerem Andrzejem Liczikiem? - Ciężko, jest ciężko. Jak to rosyjska szkoła, nie ma taryfy ulgowej, ale dzięki temu wszystko idzie do przodu. Gdy jest trening, to nie ma uśmieszków. Trener ciągle ma pana respekt, czy już trochę został zdominowany? - Gdzie tam, akurat tego trenera nie da się zdominować. Na razie (śmiech). Nie, tu nie ma w ogóle czegoś takiego. Rozmawiał Artur Gac KSW 58. Wielki powrót już w sobotę! Kliknij tutaj i zobacz pierwsze starcie w tym roku!